Tajemnicze Tatry, część 29 Magia Kasprowego Wierchu… – to i owo o „Świętej Górze” polskiego narciarstwa
Kasprowy Wierch to jedyne miejsce w Polsce z trasami narciarskimi o charakterze alpejskim. Są tacy, którzy bez Kasprowego Wierchu nie potrafią sobie wyobrazić polskiego narciarstwa. Mają rację. Bez szusa pustą po południu Goryczkową, bez zjazdu Gąsienicową do „Murowańca”, trudno sobie wyobrazić świat polskich nart. W 2007 r. starą kolejkę zastąpiły nowoczesne wagoniki. Ten tekst opowiada jaki Kasprowy był kiedyś i jeszcze całkiem niedawno. I jaki jest teraz w 2021 roku.
Magiczna góra…
Wiele osób mówi o Kasprowym – magiczna góra. „Święta góra” polskich narciarzy. Jednak mało kto potrafi dokładnie wyjaśnić, na czym ta magia polega. No właśnie, czym ona jest? Czy magia ta mieszka tam, na wysokości prawie 2000 m? Wielu mówi, że tak. Chociaż Kasprowy Wierch (1987 m), nie jest ani najwyższym szczytem tatrzańskim, ani najpiękniejszym. Ale mówią, że ma w sobie to COŚ. Narciarze znają to miejsce i kochają od ponad 100 lat. Jest to miłość w pełni odwzajemniona. Bo Kasprowy rewanżuje się za ich górską pasję: dobrą pogodą, słońcem, puchem i firnem. Nasz Kasprowy. Nasza najwyższa polska narciarska góra. Ileż pozytywnej energii jest tu obecnej. Wszędzie. W skałach, kolejce, ale przede wszystkim w ludziach. Tych z obserwatorium meteorologicznego – najwyższego domu w Polsce, i z narciarskich tras, na Goryczkowej i Gąsienicowej. Sportowcach i olimpijczykach. I tych, którzy wyjeżdżają niemal codziennie na Kasprowy dla zachłyśnięcia się wyjątkowymi widokami. Także tych, którzy po dniu spędzonym na nartach, tak lubią pełną słońca werandę na Kondratowej. I kolejkę, która jak pępowina łączy miasto Zakopane z Tatrami. Zawsze taką była.
Powstaje zatem pytanie: czy Kasprowy jest miejscem magicznym? prawdziwym i autentycznym? Na miarę naszych marzeń i oczekiwań? Większość odpowie, że tak. I chociaż wszystko jest tu, w porównaniu z wielkimi Alpami, takie mikre, miniaturowe i małe – to jednak jest Nasze. Przecież nikt nie zakwestionuje faktu, że Kasprowy to kawał historii Polski. Naszej historii. Potrzeba nam takiego miejsca. Bo przecież tu mieszka wolność. A ona jest w życiu najważniejsza. Ważniejsza niż kromka chleba.
Mieszka i króluje tu tatrzańska zima. Kapryśna i szalona, co roku inna. Wyjątkowa. W 1939 r. zmierzono najwyższą pokrywę śnieżną – 399 cm. A więc śniegu jest w bród. Między Bogiem a prawdą, zakopiańskie – a może lepiej: tatrzańskie zimy – nigdy nie grzeszą monotonią i stałością w uczuciach w stosunku do miłośników „białego szaleństwa”. Czasami już w styczniu jest na Kasprowym zima, że hej. Innym razem dochodzi połowa marca – narciarze biadolą i załamują ręce – a śniegu niewiele. Po to, by w maju skurzył w Tatrach z całą siłą. Tatrzańska zima jest jak kobieta, nieobliczalna i piękna. Zakopane jest marcową porą barwne i kolorowe. Budzi się po zimie. Narciarze, „rycerze śniegu”, ciągną długim rządkiem na „narciarski święty szczyt Polski”, czyli Kasprowy Wierch. Godzinami stoją w kolejce do kolejki po to, by w 20 minut wyjechać na szczyt 1987.
Narciarze znają to miejsce i kochają od ponad 100 lat. Prowadzeni śladami nart Stanisława Barabasza (pierwsze wejście na nartach 1906 r.), Mariusza Zaruskiego, Henryka Bednarskiego, Józefa Oppenheima „Opcia” i Andrzeja Bachledy-Curusia „Ałusia”, podążają długim skrętem w Goryczkową. Jeszcze się taki nie wydarzył, kto powiedziałby, że pojeździł na nartach tutaj, na Kasprowym, tak jak w Alpach. I dobrze, że tak jest. Bo cała wartość Kasprowego polega na jego wyjątkowości. Inności. W skali lokalnej i światowej. Tutaj jedzie się bardziej dla słońca, dla pięknych widoków, dla przyjaciół, których można spotkać i na Goryczkowej i na Gąsienicowej. A może zwłaszcza dla nich. No i kolejka linowa. Z 1936 r. Symbol przedwojennej świetności Zakopanego, działalności Aleksandra Bobkowskiego „Boba”, kurortu narciarskiego na skalę międzynarodową. Symbol „epoki mocnych nóg”, jak pisał o niej „Słoneczny Pan”, Kornel Makuszyński. Kolejka, która jak pępowina łączy miasto Zakopane z Tatrami. Potem nastał mroczny czas II wojny światowej. Niemcy zajęli Zakopane i kolejkę. Odcięli Polaków od piękna gór i nart. Kasprowy i Tatry stał się miejscem, przez które przemykali bohaterowie „zielonej granicy”, kurierzy tatrzańscy ZWZ-AK: Frączyści, Roj, słynny Krzeptowski, Marusarz, Czech, Uznański, Bobowski i inni. Prawdziwi bohaterowie tatrzańskich szlaków. Za swoje wyczyny często płacili najwyższą cenę. Ale wolność ma swoją cenę…
Po wojnie przyszło na Kasprowy pokolenie wspaniałych zawodniczek i zawodników. Ciaptak, Dziedzic, Gogólski, Bachleda, bracia Czarniakowie, Roj – bohaterowie śnieżnych tras. Olimpijczycy. To pokolenie zapisało kolejne karty do chluby Kasprowego. Dzisiaj, Barbara Grocholska-Kurkowiak z Zofią Gluzińską przyjeżdżając na Kasprowy na spotkania ludzi Kasprowego i patrzą na ten sam kocioł, w którym przed laty startowały. Co myślą? co czują? Myślę, że przemyka myśl: że wartało, i że dobrze się spotykać. Tam, na górze, w gronie przyjaciół. Wreszcie Kasprowy odwiedził papież-Polak, Jan Paweł II, szukając swojej młodości, kiedy śmigał na deskach z halnym w zawody.
Na śniegach Kasprowego stawiali pierwsze kroki pionierzy narciarstwa w Tatrach: Stanisław Barabasz, Mariusz Zaruski, Mieczysław Karłowicz i inni, a gdy „białe szaleństwo” swym zasięgiem ogarnęło Zakopane cyklicznie pojawiali się tutaj: Bronisław Czech, Stanisław Marusarz, stromym holwegiem z Mechów na Stare Szałasiska szusowała Zosia Stopka-Olesiak, a po wojnie jeździli tutaj przedstawiciele rodów narciarskich: Gąsieniców, Bachledów, Derezińskich i innych. Na Kasprowym jeździł też Ojciec Święty Jan Paweł II, który zjechał w Goryczkową razem ze znanym narciarzem Józefem Szczepaniakiem.
Pierwsi miłośnicy „białego szaleństwa” na Kasprowym
Stanisław Zdyb, namówiony przez nestora zakopiańskiego narciarstwa, Stanisława Barabasza wziął udział w wyjściu narciarskim na Kasprowym Wierch. Dlatego wyjściu, że pełne trzy godziny podchodzono na Kasprowy z Kuźnic przez Halę Goryczkową, z krótkim popasem przy szałasach, by potem przez kilkanaście minut cieszyć się radością zjazdu. Było to zimą 1906 r., gdy nasi pionierzy narciarstwa, bo tak można o nich powiedzieć, ruszyli w góry. Stanisław Zdyb opisuje swój zjazd w sposób następujący – „pierwszy zaczyna zjeżdżać p. K. młody i bardzo odważny, wkłada kij między nogi i zaczyna powoli zsuwać się po szreni. W pewnym momencie podskakuje do góry, opada, a jego kijek pięć centymetrów gruby łamie się jak słomka i pan K. sunie to na boku, to na plecach w dół i zatrzymuje się dopiero w kopnym śniegu w połowie przełęczy. Po tym co zobaczyłem robi mi się na przemian to zimno to gorąco i równocześnie czuję, że mam owłosienie na głowie, ale patrzę, co będzie dalej. Z kolei zaczyna zjeżdżać następny, podpatruję co on robi a ten żegna się i zaczyna zjazd. Myślę sobie, że i to pomaga, ale gdzie tam – z początku poszło dobrze, kija nie złamał, ale tak nim kręciło, a gdy dojechał do kopnego śniegu, straszliwie się skurzyło i nieszczęśliwiec znikł pod śniegiem. Dopiero po pewnej chwili ujrzałem, że coś się rusza na białym tle śniegu, co przypominało muchę w śmietanie. Miałem tego dość, nie patrząc jak reszta będzie zjeżdżać, zdejmuję narty i ostrożnie trawersuję po szreni zbocza Pośredniego Goryczkowego gdzie dostaję się do kopnego śniegu, zakładam narty, siadam na kij i powoli zjeżdżam do kotła. W tym czasie moi towarzysze już pozjeżdżali, ale jako wprawniejsi szybko przejechali kocioł, ja się pozostałem w tyle. Gdy dojechałem do buli oddzielającej kocioł od Hali Goryczkowej, już nikogo nie widziałem…Dopiero teraz przypomniałem sobie dysputę na temat, jak lepiej zatrzymywać się przed przeszkodą. Ile padnięć zrobiłem z przysiadu lub stojąco, to trudno mi było zliczyć nim dojechałem do szałasów, dość, że wspomnę gdy wszedłem do szałasu i zobaczono moja postać wszyscy ryknęli ze śmiechu, gdyż byłem tak utytłany, że trudno było rozeznać, czy to człowiek, czy to kupa śniegu …{Stanisław Zdyb, Moja pierwsza wyprawa narciarska w Tatry, W 30 – lecie SN PTT”. Za nimi poszli i inni, a sława Kasprowego rosła.
I am text block. Click edit button to change this text. Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Ut elit tellus, luctus nec ullamcorper mattis, pulvinar dapibus leo
O pierwszych zawodach narciarskich na Kasprowym Wierchu.
Przyszedł czas kiedy zaczęto rozgrywać zawody narciarskie, które po raz pierwszy w Galicji, w dobrej monarchii cesarza Franciszka Józefa, zorganizowano we Lwowie w 1908 roku. A jak było w Zakopanem? ZON (pierwszy zakopiański klub narciarski – Zakopiański Oddział Narciarzy) zasadniczo odrzucał kierunek sportowy w narciarstwie, co uległo zmianie po zawodach w 1910 r. Na pierwszą wzmiankę o wyścigach narciarskich natrafiamy w protokołach ZON w roku 1910. I to jest data pierwszych zawodów w Tatrach Polskich – te pierwsze zawody rozegrano na stokach Kasprowego.
Były to pierwsze zawody narciarskie w dniu 28 marca 1910r. rozegrane jako „I Międzynarodowy Dzień Narciarski”. Pierwszy termin startu wyznaczono na 13 marca, ale odwilż spowodowała przesunięcie zawodów na 28 marca. W organizacji zawodów wzięły udział: Tatrzańskie Towarzystwo Narciarzy (TTN) z Krakowa oraz Zakopiański Oddział Narciarzy (ZON) z Zakopanego. W „wyścigu” wzięli udział narciarze ze wszystkich ówczesnych ośrodków narciarskich: Lwowa, Krakowa, Bielska, Przemyśla, Nowego Targu, Krzeszowic i Zakopanego, gdzie zakopiańczycy mieli honor podejmowania gości. Na starcie zjawiło się także dwóch narciarzy z Osterreiche Sport Ski Verein z Wiednia, między innymi narciarz Richard Gerin. Stąd nazwa „zawody międzynarodowe”. Po dużych opadach śniegu narciarze i kibice ciągnęli na Halę Goryczkową, miejsce zawodów. W zawodach wzięło udział aż 150 narciarzy. Ta liczba jest zastanawiająca, świadczy bowiem o dużym zainteresowaniu narciarstwem sportowym wśród narciarzy wymienionych klubów. Obecnie, liczba 150 zawodników na starcie zdarza się bardzo rzadko.
Najważniejszą konkurencją dnia był bieg tatrzański, w którym startowało 13 narciarzy, a rozegrany w pobliżu Goryczkowej Przełęczy. Zwyciężył w nim ponownie Jan Jarzyna z czasem 4.28 min, drugi Gerin, a trzeci sam Mariusz Zaruski. Odtąd bieg tatrzański był najważniejszą i najtrudniejszą konkurencją zawodów, a zwycięzcy nadawano tytuł „mistrza Tatr”. Sędziami zawodów byli: Walery Goetel, Tadeusz Smoluchowski, Aleksander Bobkowski i Marian Krzyżanowski. Po zakończeniu zawodów rozdanie nagród odbyło się w cukierni Przanowskiego.
Mistrzostwa Polski po raz pierwszy (1920) i
szus Bronka Czecha z Kasprowego (1929)
I Mistrzostwa Polski w narciarstwie rozegrano w 1920 oczywiście na stokach Kasprowego. Zwyciężył w nich Franciszek Bujak. Jedną z najbardziej widowiskowych konkurencji narciarskich jest bieg zjazdowy. A przecież to właśnie u nas, na Kasprowym Wierchu, rozegrano w ramach zawodów FIS pierwszy nieoficjalny bieg zjazdowy.Do 1929 r. konkurencję tą uprawiali z powodzeniem tylko Anglicy i Szwajcarzy, natomiast długo czekano by włączyć bieg zjazdowy do oficjalnych zawodów FIS. Bieg zjazdowy rozegrano na Kasprowym Wierchu w dniu 2 lutego 1929 r. w dwu etapach. Pierwszy: ze szczytu „Kasprowej Góry” na Halę Gąsienicową, drugi: z Kopy Magury na Halę Olczyską. Do startu zgłosiło się 31 zawodników. Obie części miały w sumie około 800 metrów przewyższenia i były zbliżone do biegów angielskich. Spośród polskich narciarzy faworytem był Bronisław Czech. W biegu, już poza konkursem, wzięły udział dwie narciarki angielskie: D. Elliot i Sale-Backer, wzbudzając swoja dynamiką jazdy, urodą i osiągniętymi wynikami, zrozumiałą sensację. Oto opowieść Bronka Czecha o biegu zjazdowym, który dał mu nieoficjalny tytuł mistrza świata. „Już po starcie pierwszych zawodników zorientowałem się, że warunki są ciężkie ze względu na łamliwą szreń i fałdy śnieżne. Liczyliśmy częste upadki, w ten sposób klasyfikując zawodników i orientując się w ich sprawności. Jechałem szeroko, jak tramwaj i nisko, puszczając szusa wprost w fałdy, nawiane w tym miejscu.
Cudem udało mi się ustać. Jednak w dalszej jeździe z nadmiaru radości i… nieumiejętności wyjścia z szusa zaryłem w śnieg tuż przed trzecią bramką.
Zbierałem się bardzo szybko, ale z samej emocji wydało mi się to wiekiem. Pozbierawszy się, wstawiłem narty w trasę jak w szyny i „bobowaniem” zawalałem dalej.
Chwilę po tym, na mecie, gdy okazało się, że mam najlepszy czas, 18 sek. lepszy od Brackena, zostałem wezwany do Pana Prezydenta Rzeczypospolitej, który ze specjalnej trybuny przyglądał się zawodom.
Pan Prezydent po krótkiej rozmowie pożegnał mnie życząc mi zwycięstwa w drugim etapie. Chwila ta utkwiła mi na zawsze w pamięci.
I choć w drugiej części Bracken zyskał na mnie 15 sekund, jednak po wyrównaniu czasów miałem jeszcze trzysekundową nadwyżkę, która zadecydowała o mym ostatecznym zwycięstwie” – wspominał Bronisław Czech.
Na trasie wielkiej budowy…
W drugiej dekadzie lat 30. w związku z przyznaniem Zakopanemu organizacji narciarskich Mistrzostw Świata FIS na 1939 r. Polski Związek narciarski zaczął myśleć o budowie kolejki linowej. Wybrano Kasprowy. Kolejka umożliwiałaby rozwój narciarstwa alpejskiego. Nie była to budowa, lecz właściwie sportowa przygoda, która zbiegiem okoliczności, a może dlatego, że prowadzono ją pod patronatem prezesa Polskiego Związku Narciarskiego, zakończyła się pomyślnie. Tak o budowie kolejki na Kasprowy Wierch wyraził się prof. Noe z Politechniki Gdańskiej. I trzeba mu przyznać sporo racji: bowiem warunki w jakich budowano kolejkę na Kasprowy należały do arcytrudnych. Ponieważ była to pierwsza kolej linowa w Polsce nie było doświadczeń w budowie tego typu obiektów.. Klimat Kasprowego sprawił, że prawie od początku budowy były problemy ze śniegiem, który kilkukrotnie porywał ludzi w terenie. Do zimna, mrozu dochodziły huraganowe wiatry. Poważnym problemem dla budowniczych kolei było dostarczenie wody. Cement wynosili narciarze na plecach z Hali Gąsienicowej na szczyt Kasprowego Wierchu. Czasami były trudności finansowe, ale Dyrektor Finansowy Budowy – dr Wacław Lewicki, był nazywany „czarodziejem od finansów” i poprzez wyszukanie kredytów poza wekslowych zapewnił terminowe oddanie kolei do eksploatacji.
Pomysłodawcą i można powiedzieć głównym inicjatorem budowy kolejki linowej na Kasprowy Wierch był Aleksander Bobkowski. Urodzony 5 stycznia 1885 r. w Krakowie, w okresie pionierskich narciarskich prób należał do czołowych narciarzy i działaczy narciarskich. Pracował także w kolejnictwie austriackim (w czasie zaborów, w latach 1908 – 1918). Przed wybuchem I wojny światowej razem z bratem Henrykiem był działaczem TTN (Tatrzańskiego Towarzystwa Narciarzy z siedzibą w Krakowie), potem działacz WKN (Warszawskiego klubu Narciarskiego). W 1919 r. był jednym z głównych inicjatorów powstania Polskiego Związku Narciarskiego (PZN). W okresie międzywojennym był jednym z głównych propagatorów narciarstwa, przyczynił się przez to do wielu inwestycji narciarskich w Polsce (między innymi budowa kolejki linowej na Kasprowy Wierch i wielu innych). Od 1920 r. pełnił do 1939 r. funkcję Prezesa Polskiego Związku Narciarskiego), był także wiceministrem komunikacji. Pomagało mu to, że był zięciem Prezydenta Ignacego Mościckiego. We wrześniu 1939 r. wraz z rządem opuścił Polskę i osiadł wraz ze swoim teściem w Szwajcarii. Pracował w handlu, a potem w biurze turystycznym. Bobkowski wiele pisywał o narciarstwie, między innymi: I Międzynarodowy Dzień Narciarski w Zakopanem, 28 III 1910 r. (o pierwszych zawodach narciarskich w tatrach, przeprowadzonych na Hali Goryczkowej). W 1918 r. wydal we Lwowie Podręcznik narciarski. Kolejka na Kasprowy i zawody FIS w Zakopanem to efekt jego wielkiego zapału w kierunku rozwoju narciarstwa w Tatrach. Na bocznej ścianie budynku w Kuźnicach znajduje się tablica upamiętniająca Aleksandra Bobkowskiego, „Boba”, jak nazywano go w środowisku zakopiańskich narciarzy, prawdziwego inicjatora budowy kolejki na Kasprowy Wierch. W 1936 r. rozpoczęła się budowa w wielkim stylu i siedmiomiesięczna walka o wybudowanie kolejki na Kasprowy, która jest bodajże jedną z najciekawszych historii w dziejach Tatr i dlatego przybliżmy ją sobie jeszcze raz. A więc jest rok 1935, Zakopane od dwóch lat jest już miastem.
Już w końcu lipca 1935 r. podjęto decyzję o budowie kolei linowej Kuźnice – Kasprowy Wierch. Robotami w terenie kierowali: ogólne kierownictwo przyznano inż. Medardowi Stadnickiemu, jego zastępcą był inż. Lange. Trasę kolejki podzielono na trzy odcinki: pierwszym (Kuźnice) – kierował inż. Platte i technik A. Smerecki, na drugim (Turnie Myślenickie) – technik B. Matulka, a na trzecim (Kasprowy Wierch) – inż. A. Gulewicz i technicy: S. Rzegociński i A. Pitrus. E skład personelu pomocniczego, zatrudnionego w kierownictwie wchodzili: technik R. Kaźmierczak, I. Czulakówna, H. Siódmakówna i O. Lachman. Właściwi ludzie na
Budowę kolejki linowej na Kasprowy Wierch rozpoczęto 1 sierpnia 1935 r. Prace w terenie objęły w tym okresie przede wszystkim: wybudowanie drogi na Myślenickie Turnie, czym kierował znany fachowiec od budowy dróg – majster Piotr Strzępek. Drogę wykonano w rekordowym tempie trzech tygodni. Zakupiono dwa wozy ciężarowe: GMC i Chevrolet, które wywiozły tysiące ton materiału na Myślenickie Turnie. Wśród kierowców tych samochodów wyróżnili się: J. Kirsenko, S. Król i W. Trybus. Najtrudniejsze było oczywiście dostarczenie potrzebnego materiału na szczyt Kasprowego. Wozy konne docierały do Kotła Gąsienicowego, a stamtąd cały materiał wędrował w górę, podawany z rąk do rąk przez ustawionych rzędem robotników. Sprowadzono dodatkowo dwa koniki huculskie, przyzwyczajone do pracy w terenie górskim. Trudne było także ustawienie 9 roboczych, drewnianych podpór, które stawiano na stromych zboczach, wykonując skomplikowane pracy minerskie, betonowanie fundamentów, co nierzadko wymagało od załogi prawdziwie alpinistycznego wytrenowania.. Po wybudowaniu podpór ruszyła na Kasprowy w połowie października „trumienka”, którą wywożono materiał na Kasprowy. W tym okresie prac stan załogi na Kasprowym wynosił około 600 osób. Już w październiku mrozy na szczycie Kasprowego spadły od -4 do – 10 stopni, na kopule szczytowej zalegał już także śnieg. Dlatego podjęto budowę tzw. cieplaka, baraku drewnianego, pod osłoną którego dało się murować, ponieważ temperatura wewnątrz wynosiła kilka stopni powyżej zera. Pracowano systemem zmianowym po 14 – 16 godzin dziennie. Niektórzy z pracowników schodzili „na dół” raz na dwa tygodnie lub nawet raz na miesiąc. Pojawił się problem dostarczenia odpowiedniej ilości tłucznia do zabetonowania fundamentów podpór. Pomogli Cyganie, którzy rozbili swoje namioty w rejonie Myślenickich Turni i rozpoczęli przygotowywanie tłucznia. Byli mistrzami kamieniarskimi i pracowali małymi młotkami osadzonymi na długich, giętkich prętach. Osiągali trzykrotnie większą wydajność niż zwykli kamieniarze. Pozostali na placu budowy aż do momentu wyprodukowanie odpowiedniej ilości tłucznia. Oprócz nich pracowali robotnicy praktycznie z całej ówczesnej Polski: z rejonów Krakowa, Tarnowa, Nowego Sącza, z Zakopanego, robotnicy z Wileńszczyzny budowali budynek stacji kolei w Kuźnicach, pnie cięli na Turniach tracze z Puszczy Rudnickiej, a część robót ziemnych wykonali tzw. „holendrzy” z Polesia.
Raz w czasie budowy zerwała się lina montażowa. Mimo kłopotów kierownictwo budowy stanęło na wysokości zadania i na trzy dni przed wyznaczonym terminem ruszyła kolejka na odcinku Kuźnice – Myślenickie Turnie, a w kilka dni potem na odcinku Myślenickie Turnie – Kasprowy Wierch. Wielka budowa została zakończona i już 15 marca 1936 r. pierwsi pasażerowie wyjechali na szczyt Kasprowego.
Ludzie Kasprowego…
Historię Kasprowego tworzyli i nadal tworzą konkretni ludzie. Pracownicy kolejki, narciarze, olimpijczycy. Pracownicy wysokogórskiego obserwatorium. Jednym z nich jest Stanisław Pieron. To postać związana z historią kolejki linowej na Kasprowy Wierch od jej początków. “Na kolejce” przepracował prawie 40 lat. Stanisław Pieron urodził się 26 września 1928 r. w Kuźnicach. Kolejka na Kasprowy powstała, gdy miał niecałe 8 lat. Pracę na kolejce rozpoczął na przełomie lat 1947/48 jako informator w kasie na “dolnej” stacji w Kuźnicach. W roku 1949 został powołany na 3 lata do służby wojskowej – w lotnictwie – a po jej zakończeniu powrócił na Kasprowy i pracował tu nieprzerwanie aż do pójścia na emeryturę w 1988 r.
W latach 1977-1984 był zastępcą kierownika kolejki, a od 1 listopada 1984 r. do 1988 r., – kierownikiem. Najtrudniejsze zadanie, jakie miał do wykonania? Twierdzi, że najcięższym momentem pracy, a zarazem najbardziej niebezpiecznym, była wymiana liny w 1956 r. Wtedy to zginął jeden z kolejarzy. Takich niebezpiecznych chwil było znacznie więcej: zdarzały się oblodzenia liny, bardzo silne wiatry, a także wyładowania elektryczne. Wspomina też trasy narciarskie z Kasprowego – słynne ongiś, a dziś już zarosłe świerkowym lasem trasy FIS 1, FIS 2 i FIS 3, oraz polskich narciarzy, którzy wtedy na nich startowali. – To byli świetni zawodnicy, było na co popatrzeć – wspomina.
Teraz, po latach, uważa, że najważniejsi w historii Kasprowego są ludzie. Twierdzi, że kolejka miała i nadal ma świetny personel – ludzi oddanych, ciężko pracujących dla jej dobra: dyrekcję, pracowników technicznych, maszynistów, konduktorów. Stanisław Pieron nadal z niesłabnącą energią angażuje się w sprawy Kasprowego, obserwuje postępującą wymianę urządzeń. Gdy wspomina dawne lata pracy na Kasprowym, czasem łza kręci się w jego oku. Bo dla niego te prawie 40 lat spędzonych na Kasprowym to nie tylko praca.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
Tekst: Wojciech Szatkowski/Muzeum Tatrzańskie