Tajemnicze Tatry, część 19. Dolina Małej Łąki – dolina z której widać wszystko…
Muzeum Tatrzańskie zaprasza tym razem na kilkugodzinny spacer w dwa światy. Dolna część opisanej doliny ma reglowy charakter, dużo tu lasów i stosunkowo mało widoków. Górna odwrotnie, pozwala na oglądanie wspaniałej panoramy na północne stoki Czerwonych Wierchów i masyw Giewontu. Najmniejsza z tatrzańskich dolin walnych – Dolina Małej Łąki jest wręcz idealnym miejscem na dłuższy lub krótszy górski spacer. Tym bardziej, że otwiera się na południe, ku słonku. Miejsce to skrywa liczne pasterskie, ratownicze, topograficzne i przyrodnicze ciekawostki. O nich będzie mowa. Serdecznie zapraszamy.
Dolina jest niewielka, ma 4,5 km długości. Górale podhalańscy, którzy w dawnych czasach paśli tutaj owce i krowy w Małej Łące śpiewali: – Dolinom, dolinom, ino nie wiem wtórom – cy se Małołąckom, cy se Kondratowom. Coś w tym jest, że właściwy wybór trasy wycieczki wcale nie jest łatwy. Gdy jednak wybierzemy Małą Łąkę na cel spaceru, to trafiamy do niej jadąc z Zakopanego na zachód. Auto zostawiamy na wygodnym parkingu przy wylocie doliny (932 m) i idziemy, obok leśniczówki, do budki, gdzie kupimy bilety wstępu do TPN. Mieszkańcy Zakopanego i okolic są zwolnieni z opłat. W lewo odbija czarny szlak ścieżki pod Reglami. Dalej idziemy w górę, wzdłuż szlaku koloru żółtego, obok Małołąckiego Potoku, mijając po drodze porośnięte świerkiem stoki Pieronki (po lewej naszej ręce) i Hrubego Regla (po prawej). O Hrubym Reglu pisał w Legendzie Tatr Jalu Kurek, opisując polowania słynnego Klimka Bachledy na jelenie i sarny. Powoli wnosimy się dnem doliny w górę. Mijamy ujęcie wody pitnej dla przysiółka Krzeptówki. Tatry pełnią więc służebną rolę dla ludności Zakopanego i okolic dając im wspaniałą, czystą i dobrą, górską wodę. Po około 20 minutach spaceru dochodzimy do miejsca, gdzie niebieski szlak idzie w prawo, do Doliny Miętusiej, a nasz skręca na południowy-wschód, w kierunku na Wielką Małołącką Polanę. To miejsce, gdzie obecnie się znajdujemy nazywało się po góralsku Satra (w lesie, przy szlaku stał dawno ładny szałas, który jakiś czas temu rozpadł się ze starości i zniknął). Przy szlaku mamy wygodną ławeczkę, gdzie możemy odpocząć i podziwiać leżącą przy strumieniu Gmińską Turnię (Rapasiowa Turnia), którą tworzą trzy turniczki o wysokości kilkunastu metrów, które są porośnięte miejscami kosówką. Sama turnia leży u wylotu Gmińskiego Żlebu, w dolnej części Miętusiej i na granicy z Małą Łąką. Teraz zaczynamy nieco stromszą część podejścia, obok zanikającego potoku. Dwa stromsze podejścia i długi, płaski odcinek szlaku, wyprowadzają nas na Wielką Małołącką Polanę (wysokość ok. 1170-1200 m). Tutaj widzimy już nie tylko otaczające nas regle, ale i wyniosłe turnie.
Warto przypomnieć, że polana powstała na dnie dawnego jeziora o lodowcowym charakterze. Pierwsi byli tutaj podhalańscy górale, którzy od roku 1593 uzyskali prawo do wypasu owiec w Małołące, jak to miejsce nazywali. Na Wielkiej Polanie znajdowało się wtedy ok. 10 szałasów pasterskich. W okresie międzywojennym, ale i po wojnie, ludność Krzeptówek lubiła tu zaglądać latem w niemal każdą niedzielę, by pobyć w świecie gór. Bacowie i juhasi częstowali serami i zyntycą, a ludzie bawili się, tańczyli, śpiewali i grała góralska muzyka. Sytuacja zmieniła się w latach 1961-64, gdy wraz z powstaniem Parku teren został od górali wykupiony. Z czasem zniknęły też niestety góralskie szopy i szałasy. Jesienią i na wiosnę widać jeszcze w trawie zarysy ich fundamentów. Jeden szałas stał także na Małej Polanie, przy czarnym szlaku na Przełęcz w Grzybowcu. Hala Mała Łąka należała do najważniejszych hal pasterskich w całych polskich Tatrach.
Wielka Polana to wspaniały punkt widokowy. Widać tu jak na dłoni, potężne urwiska skalne, schodzące na stronę doliny. Od lewej strony widzimy masyw Giewontu i Małego Giewontu, Siodło i Siodłową Turnię, Mnichowe Turnie: Dziadka i Babkę. Wspaniale prezentuje się Wielka Turnia Małołącką, Pośrednia i Skrajna Turnia oraz Turnia Zagonna. Po prawej stronie widać zarośnięty smrekami stok Skoruśniaka (kiedyś cudne maliny), a po lewej Grzybowiec z turniczkami: Kohuta i Łysanek. Na polanie są ławki do odpoczynku. Stąd zaczynają się wysokogórskie szlaki na Czerwone Wierchy, Przełęcz Kondracką i Giewont, oraz te mniej wymagające: na Przysłop Miętusi, do Stanikowego Żlebu i na Przełęcz w Grzybowcu.
W górnej części Małej Łąki widać, opadające stromymi na ponad 400-metrów ścianami, turnie. Pierwszą z nich jest Wielka Turnia Małołączniaka (1847 m), zwana jest też Wielką Turnią Małołącką. Opada ona do górnego piętra Małej Łąki ścianami skalnymi o wysokości od 350-500 metrów (Kunicki, Szczerba podają 420 m). Pomiędzy nimi wiją się żleby. Wśród nich wyróżnia się Łamany Żleb, schodzący do Tunelu Małołąckiego oraz Zagonny Żleb, o nastromieniu, w górnej części przekraczającym 50 stopni. Zagon tworzy bardzo stromy zachód, spadający pochyło do Doliny Małej Łąki. Górna część jest trawiasta, choć nadzwyczaj stroma, a dolna podzielona jest na dwie części. Lewa część Zagonu jest trudna i skalista, a prawa łatwiejsza. Żleb ma przewyższenie ok. 280-300 metrów. Zimą, a właściwie na wiosnę, schodzą nim potężne lawiny śnieżne, który swój bieg kończą kilkaset metrów poniżej, na polanie Wyżnie. Pierwszego przejścia lewej części tego żlebu dokonali ratownicy TOPR: Władysław Cywiński i Jacek Bilski w 1993 roku. Ciekawym, choć smutnym wydarzeniem w tym rejonie, był wypadek niedźwiedzia brunatnego. Niedźwiedź wyszedł w stromy teren skalny, powyżej figurki Matki Boskiej i prawdopodobnie się poślizgnął. Zwierzę nie przeżyło upadku z takiej wysokości.
W turniczkach poniżej, w skalnej nyży, znajduje się figurka Matki Boskiej (z 1892 r., ufundowana przez panią Baurowicz jako wotum dziękczynne za uratowanie syna). Na prawo od Zagonu jest Zagonna Turnia, a za nią urokliwa Siwarowa Przełęcz, a z niej z kolei spada Uwieziony Żleb, który też ma mały prożek skalny. Jest też turnia Niedźwiedź. Za Siwarową Przełęczą znajduje się najwyższy szczyt leśnego grzbietu Skoruśniaka. Natomiast po drugiej stronie Wyżniego znajduje się mały żlebek, zwany Upłazek (nazwa góralska, pochodzenia pasterskiego), który prowadzi na Przełęcz Bacuch, słynną z unikalnych zupełnie artystycznych fotografii Giewontu, wykonanych z tego właśnie miejsca. Ich autorem był naczelnik TOPR, narciarz, taternik i świetny fotograf – Józef Oppenheim. Powyżej znajduje się Głazisty Żleb, którego dnem prowadzi szlak na Kondracką Przełęcz. Jeszcze wyżej, spod Kopy Kondrackiej, do Wyżniej Świstówki, schodzi stromy Koprowy Żleb. Wyżnia Świstówka schodzi do Niżniej przez bardzo stromy próg skalny, zwany Przechodem. Kustosz Muzeum Tatrzańskiego miał tutaj ongiś niezwykłą przygodę. Wczesnym rankiem widziałem ze szlaku następującą sytuację. Na Wielką Polanę wbiegła sarna. Nie biegła jednak na wprost, lecz czyniła zręczne uniki, skacząc to w lewo, to w prawo. Dlaczego? Sytuacja wyjaśniła się po dosłownie kilku sekundach, gdy na polanę, w pogoni za sarną, wpadł potężny wilk (basior). Dopóki sarna była w otwartym terenie, miała niewielką szansę na ucieczkę przed drapieżnikiem. Gdy jednak wpadła w pewnym momencie w las świerkowy na Skoruśniaku, słychać było tylko dramatyczny pisk mordowanego przez drapieżnika zwierzęcia. No cóż – taka jest przyroda…
W okolicznych turniach zaklęta jest jeszcze jedna tajemnica.
Jest rok 1912. Lato. Aldona Szystowska była tego dnia z wycieczką studentów na Czerwonych Wierchach i wracała już do domu. W pewnym momencie odłączyła się od grupy. Gdy po kilkunastu minutach nie wracała, jeden z opiekunów wyruszył na poszukiwania, ale Aldony nie znalazł. Po powrocie do Zakopanego opiekunowie młodzieży zawiadomili TOPR i ratownicy w oddziałach wyruszyli, na czele z Mariuszem Zaruskim, na poszukiwania dziewczyny. Poszukiwania trwały wiele dni, ale nie zakończyły się wyjaśnieniem tej tragedii. Trwało to prawie miesiąc. Dopiero podzielenie ratowników na grupy, trawersujące zbocza dało efekt. Przy trawersowaniu okolic Wielkiej Turni ratownik TOPR Stanisław Zdyb wypatrzył plecak, a nieco później ciało Aldony. Ciało dziewczyny zostało zwiezione wozem do Zakopanego, a kolejna tajemnica Czerwonych Wierchów została tym razem im wydarta i wyjaśniona.
Tatrzańskie ścieżki prowadzą nas w głąb tej pięknej doliny. Listopad to miesiąc roku, kiedy w górnej części Małej Łąki nie ma tłumów. Jest tu jednak bardzo zimno, bo słońce jest nisko i rzadko tutaj zagląda. Warto się ubrać w ciepłą, puchową kurtkę. Góry powoli łapią, za sprawą spadłego śniegu, ten monochromatyczny kolor, charakterystyczny dla zimy, która jest najbardziej magiczną porą roku. Czasami z chmur nagle i niespodziewanie wyłaniają się okoliczne turnie, tworząc magię gór, którą najbardziej wytrwali uwieczniają na kliszy (matrycy) swoich aparatów fotograficznych. Schodzimy Małą Łąką w dół ze świadomością ładnie spędzonego, tatrzańskiego dnia, bo przecież dzień bez spojrzenia na góry, w jakimś sensie jest dniem straconym. Miłych spacerów do Doliny Małej Łąki Państwu życzymy.
Tekst i zdjęcie: Wojciech Szatkowski/Muzeum Tatrzańskie