Tatrzańskie biografie. Pamięci Wiesława Stanisławskiego
4 sierpnia 1933 r. czyli 87 lat temu, na ścianie Kościółka wydarzyła się niewyjaśniona do dzisiaj tragedia taternicka. Podczas próby przejścia tej ściany w tajemniczy sposób śmierć ponieśli: Witold Wojnar i Wiesław Stanisławski – jedna z najwybitniejszych postaci w dziejach polskiego taternictwa okresu międzywojennego. W tym roku mija 80-rocznica tego wypadku i śmierci Stanisławskiego i Wojnara. Stanisławski był człowiekiem Gór. Pisał, że wspinając się w Tatrach dotyka esencji i największej treści swojego życia. W swojej młodzieńczej pasji porywał się latem i zimą na największe urwiska Tatr. Był genialnym wspinaczem, swoimi dokonaniami wyprzedzając osiągnięcia tamtego pokolenia wspinaczy. Epoka jego największych sukcesów (1929-1933) została nazwana „erą Stanisławskiego”. Mowa o Wiesławie Stanisławskim, bohaterze tego wspomnieniowego tekstu.
Idąc ścieżką w Czarną Jaworową starałem się zrozumieć ideę wspinania i ideologię górską Stanisławskiego. Patrząc na ponad 500-metrową ścianę Małej Śnieżnej Turni trochę ją zrozumiałem. Dla niego liczył się przede wszystkim styl przejścia, najlepiej żeby ono było pierwsze w historii, ekstremalnie trudne, długa droga, na swój sposób estetyczna, czasem przewieszki. Czasami też, ale rzadko, nocleg w ścianie, jak na północnej ścianie Małego Kieżmarskiego. Częściej w kolibie. Tam spisywał notatki ze wspinaczki (czasami czynił to także w notesie podczas wspinaczki). Wraz z rozwojem jego taternictwa wzrastał profesjonalizm i górska dojrzałość. Ale i ostrożność. Zawsze starannie się asekurował. Dbał o to wyjątkowo, zresztą pisał o tym.
Nęciła go zawsze magia ekstremalnie trudnej wspinaczki, największe tatrzańskie ściany, ale wewnątrz serca pozostał trochę romantykiem. Pisał: – Nie to, że zdobyliśmy nowy rekord sportowy. Nie dla rekordu chodzimy. Tyle wysiłków i cierpień poświęciliśmy dla tej jednej chwili, kiedy upojeni zwycięstwem stanęliśmy na szczycie, który tak jeszcze niedawno, był tylko naszem marzeniem (ze wspomnień taternickich Wiesława Stanisławskiego, „Taternik” 1933, s. 102.). Znany taternik, partner Wiesława, Wiktor Ostrowski, pisząc wspomnienie o nim do „Taternika”, podkreślał wyjątkowość tej postaci: – Był wśród nas jednym z najmłodszych… Miał zaledwie 24 lata…. zajmował miejsce wyjątkowe, był swego rodzaju autorytetem i gwiazdą pierwszej wielkości.. Pamięć jego wśród nas będzie się zawsze łączyła z obrazem kolosalnej energii i wprost wyjątkowego zasobu sił życiowych… Kochał góry w słonecznej pogodzie i w kurniawie zimowej, kochał chropawy, twardy granit i ciężką, żmudną robotę w lodzie, kochał szalony pęd zjazdów narciarskich i długie wieczory w schroniskach, gdzie opowiadaniami pełnymi humoru i dowcipu potrafił nas bawić do późnej nocy („Taternik” 1933). Podstawowe pytanie tego tekstu brzmi: jaki był największy zdobywca tatrzańskich urwisk?
Podążyć przez Tatry śladem Stanisławskiego…
Wrzesień 2011 r. Tego dnia w Tatrach wiał halny. Giął smreki i limby. Nastrój niepokoju udzielał się i ludziom. Dolina Jaworowa. Dobrze chociaż, że pogoda się nie zmienia – jest bardzo ciepło i ponad nami świeci jesienne słońce. Idziemy. Jeszcze tylko kilka kroków przez wysokie kosówki i już. Jesteśmy. Przed nami widok z gatunku tych, co za każdym razem trochę zapierają dech w piersiach. Patrzymy na wznoszący się przed nami mur skalny i urokliwy, mały stawek w lewym „kącie” doliny. Przed nami w całej swej krasie Dolina Czarna Jaworowa – klejnot Tatr. Idziemy tam śladem wielkiego indywidualisty wspinaczki lat trzydziestych – Wiesława Stanisławskiego. W tej tatrzańskiej dolinie ma on wiele pięknych dróg taternickich. To w pewnym sensie jego dolina. Tu nocował z przyjaciółmi, tu myślał, tu odpoczywał. Chcąc się chociaż trochę wczuć w tę postać, postanowiłem odwiedzić te miejsca w Tatrach, gdzie Stanisławski święcił swoje największe triumfy. I tak, byłem w Czarnej Jaworowej, Kaczej, pod Gerlachem i Łomnicą. Przeglądnąłem zbiory Zofii i Witolda H. Paryskich, Muzeum Tatrzańskiego i roczniki „Taternika”. Zaczerpnąłem opinii współczesnych taterników: Romana Szadkowskiego i Adama Śmiałkowskiego. Co z tego wszystkiego wydaje się najważniejsze? Jawi się z zebranego materiału wielka, nieokiełznana górska pasja Stanisławskiego. Pasja do Gór o skali, która zdecydowanie wybija się ponad przeciętność. Lśni jak diament. Jest po prostu pasja niezwykła.
Z Lublina w Tatry…
Wiesław Stanisławski urodził się 15 listopada 1909 r. w Lublinie, a zmarł 4 sierpnia 1933 w Tatrach. Był geniuszem wspinaczki. W ocenie wielu taterników tamtej epoki, jak: Bolesław Chwaściński, Wiktor Ostrowski, Paweł Vogel, Antoni Kenar, Stanisławski był jednym z najwybitniejszych taterników lat 20. i 30. XX wieku. Stworzył nowe podejście do wspinaczki. Wyzbyte lęków przed wielkimi trudnościami i wielkimi ścianami. Taternictwo nowoczesne i takie same nowoczesne podejście do gór. Charakteryzował go niespotykany dotąd rozmach w zdobywaniu wielkich tatrzańskich ścian. Towarzyszyły temu noclegi w kolebach i schroniskach oraz wielotygodniowe pobyty w górach. Stworzył nową jakość. Swój styl. W Tatrach pojawił się po raz pierwszy w 1925 r. Następnie w każdym letnim sezonie i w kilku zimowych przyjeżdżał w Tatry. Raz „zapchał” się ze Zbigniewem Korosadowiczem na Zamarłej Turni. Taterników ze ściany uratowali ratownicy TOPR. To drobne niepowodzenie nie zatrzymało impetu „natarcia” Wiesława na góry. Jego mistrzem był wówczas Mieczysław Szczuka, znany taternik, który zginął na południowej ścianie Zamarłej Turni. Jak się miało okazać Stanisławski niebawem przewyższył niedługo swojego cicerone od skały wspaniałością swoich dokonań. Pierwszy jego większy sukces to pokonanie w 1928 r., wraz z Justynem Wojsznisem, zachodniej ściany Kościelca, nową drogą w linii bezskutecznych wcześniej ataków innych taterników. Przy próbie jej powtórzenia, rok później, zginął znany taternik Mieczysław Świerz. W 1929 r. Wraz z Bronisławem Czechem i Lidą Skotnicówną pokonali północną ścianę Żabiego Konia, co okazało się być zdarzeniem przełomowym w historii taternictwa. W 1930 r. Podczas przejścia wschodniej ściany Mnicha Stanisławski, jako pierwszy, zastosował w Tatrach technikę hakową, stając w pętlach zawieszonych na hakach. W tym samym roku, podczas zimowej wspinaczki na Żabi Wyżni, zginął z wyczerpania jego partner – Zbigniew Gieysztor. Niemal całą winę za śmierć górską Gieysztora zrzucono na Stanisławskiego. Nie zahamowało to jednak jego impetu. W latach 1929-1932 pokonał największe urwiska tatrzańskie: północną ścianę Małego Kieżmarskiego Szczytu (w dwudniowej wspinaczce, opisał ją w tekście Ponad największą otchłań Tatr), północną ścianę Wołowej Turni, północno-wschodnią ścianę Żabiego Wyżniego Szczytu, zachodnią ścianę Żółtego Szczytu, ściany Jaworowych, północną ścianę Zwornika Lodowego, lewy filar północno-wschodniej ściany Rumanowego, nową drogę na północnej ścianie Małego Jaworowego Szczytu. Poprowadził nowe drogi na Gierlach z Wielickiej Doliny, zachodnią ścianę Łomnicy (lewą połacią), Małą Śnieżną Turnię zachodnią ścianą i wiele innych. Zimą przeszedł między innymi: Zadni Gerlach północno-zachodnią ścianą (1930, z A. Kenarem i A. Staneckim), Doliną Śnieżną na Lodową Przełęcz Wyżnią (1930, z H. Mogilnickim), Sukces gonił sukces, a o Stanisławskim zrobiło się głośno. Nikt wcześniej przed nim nie zgromadził, w tak krótkim czasie, kolekcji tylu zdobytych, wielkich, tatrzańskich ścian. Mieszkał na stałe w Warszawie. Rozpoczął tam studia W lutym 1933 r. ukończył je w Instytucie Studiów Handlowych i Orientalistycznych. Jego praca dyplomowa uzyskała wysoką ocenę.
Wielki zdobywca największych tatrzańskich ścian…
O skali i rozmachu tej eksploracji świadczy fakt, że opublikowany w „Taterniku” w 1933 r. wykaz ważniejszych wypraw tatrzańskich Stanisławskiego, obejmuje 106 przejść (89 letnich, 17 zimowych). Zestawienie to, przygotowane przez J.O (wg Romana Szadkowskiego Jana Orenburga), obejmuje, w topograficznym porządku ułożone, wszelkie nowe drogi i główne warianty. Nie jest to oczywiście całość dorobku górskiego Stanisławskiego. Nie ujęto w nim mniej ważnych powtórzeń. Jest to dorobek imponujący, prawdziwe świadectwo dokonań Stanisławskiego w Tatrach. Zginął w wieku 24 lat podczas próby wspinaczki na zachodniej ścianie Kościołka w Dolinie Batyżowieckiej. Wspinał się z Witoldem Wojnarem. Razem z nim śmierć poniósł jego partner, młody wspinacz Witold Wojnar. Paryski pisze, że zginęli w bliżej nieznanych okolicznościach. Został pochowany w Warszawie. Tablica upamiętniająca Stanisławskiego i Wojnara znajduje się na Symbolicznym Cmentarzu Ofiar Tatr pod Osterwą w Dolinie Mięguszowieckiej w słowackich Tatrach Wysokich.
Idąc ścieżką w Czarną Jaworową starałem się zrozumieć ideę wspinania i ideologię górską Stanisławskiego. Patrząc na ponad 500-metrową ścianę Małej Śnieżnej Turni trochę ją zrozumiałem. Dla niego liczył się przede wszystkim styl przejścia, najlepiej żeby ono było pierwsze w historii, ekstremalnie trudne, długa droga, na swój sposób estetyczna, czasem przewieszki. Czasami też, ale rzadko, nocleg w ścianie, jak na północnej ścianie Małego Kieżmarskiego. Częściej w kolibie. Tam spisywał notatki ze wspinaczki (czasami czynił to także w notesie podczas wspinaczki). Wraz z rozwojem jego taternictwa wzrastał profesjonalizm i górska dojrzałość. Ale i ostrożność. Zawsze starannie się asekurował. Dbał o to wyjątkowo, zresztą pisał o tym.
Ciekawym przyczynkiem do jego dziejów są zbiory Witolda H. Paryskiego. Teczka „Wiesław Stanisławski”, zawiera wiele skarbów. Jest tam kilka listów Stanisławskiego do Paryskiego z dokładnymi i fachowymi opisami dróg, np. korespondencja po zdobyciu Żabiego Konia, opis Kapałkowej Grani i inne, fragmenty z polemik z innymi autorami, listy Wiesława z prośbą o wypożyczenie sprzętu na wyprawy, rękopis „W kole złud”, poświęcony śmierci w górach i inne. Także kilka wspomnieniowych artykułów z prasy napisanych po śmierci Stanisławskiego. Wspaniale, że ten materiał ocalał.
Szkice do portretu “Wieśka Wspaniałego”…
Jaki był? Trudno rysować prawdziwy wizerunek tego człowieka nie mając z nim kontaktu, nie znając jego głosu, upodobań, zachowań, a opierając się li tylko na strzępach wspomnień jego przyjaciół z tatrzańskiej grani. Kilkunastu zdjęciach i artykułach z „Taternika”, kilku listach ze zbiorów Witolda H. Paryskiego i opisach dróg. Zdumiewająco mało pozostało po nim. Zaginęły gdzieś w zawierusze dziejów jego dokładne górskie notatki, zdjęcia i teksty. Nie miał rodziny, a większość materiałów przepadła pewnie w warszawskim mieszkaniu w powstaniu 1944 r. A może wcześniej. Z drugiej strony nie można wykluczyć, że te materiały jednak przetrwały i czekają na swego odkrywcę. Jednak spróbujmy pokazać chociażby szkic do portretu tej postaci. Na znanym zdjęciu z 30 czerwca 1932 r., wykonanym przez Henryka Mogielnickiego na Jaworowym Rogu, widzimy młodzieńca o szczupłej, podłużnej twarzy, z dość wydatnym nosem, z zaczesanymi na bok ciemnymi włosami. Szczupły, zapatrzony w dal, lewą ręką dotyka granitowego bloku. Bije z tej postaci pewność siebie. Stanisławski jest w pasie przewiązany liną (taka była wtedy technika asekuracji). Nosi sweter i koszulę, modne wtedy „pumpki” i wzorzyste skarpety. Tyle zdjęcie. A jaki się jawi jego szkic z literatury? Stanisławski był typem przebojowego człowieka, o żelaznym uścisku dłoni (pisze o tym Justyn Wojsznis). W towarzystwie raczej małomówny, stonowany, ale za to otwarty na przyjaciół. W ich towarzystwie, a miał ich niemało, ujawniały się wszystkie zalety jego charakteru: rzetelność w przyjaźni, odwaga, konsekwencja, siła, rozmach i profesjonalizm w działaniu, dobrze pojęta ambicja, pewna upartość, ale i na drugim biegunie charakteru – wrażliwość na piękno przyrody i na ludzi. Pisze: „… ja już tak dawno chodzę po Tatrach… i robiłem już rzeczy we wszelkich skalach trudności… ale nie przestanie być dla mnie ciekawa jakaś najprostsza nawet ścieżka tatrzańska”. A więc, w głębi ducha, romantyk. Na pewno tak. Ale i człowiek pewien humoru i dowcipu, chętnie grający w schronisku w brydża, znakomity partner do pogadania w gronie przyjaciół wieczorem w schronisku. Wiktor Ostrowski pisał: „W świecie taternickiem, jak i w życiu codziennem, był tak wybitną indywidualnością, że obok niej obojętnie nie można było przejść. Miał wrogów, ale miał też dużo serdecznych przyjaciół. Myśmy Go kochali, dlatego teraz nam Go tak strasznie brak…”. A więc dla tamtego pokolenia Wiesław był kimś wybitnym? Odpowiedź może być tylko jedna: zdecydowanie tak.
To był gość. Zdecydowanie silny charakter. Typ lidera. Osoba, która potrafiła za sobą porwać innych. Stanisławski, jak wynika z literatury, to człowiek, mimo młodego wieku, o mocno już skrystalizowanych poglądach na swoje życie. Mający obok przyjaciół wielu wrogów, którym potrafił powiedzieć wprost w oczy, co o nich myśli (lub o tym napisać, co widać np., gdy skrytykował w „Taterniku” kilku uczestników polskiej wyprawy w Alpy z 1931 r., a zwłaszcza Z. Korosadowicza i K. Narkiewicza-Jodko). Krytykował też tych taterników, którzy robili w Tatrach krótkie drogi, a omijali wielkie problemy. Miał wykształcone poczucie własnej wartości. To powodowało drobne i większe konflikty. Z drugiej strony Ci, którzy go znali wyrażali się o Stanisławskim z najwyższym uznaniem. Nie był majętny, a na swoje wyprawy górskie w Tatry pożyczał nieraz z PTT (od Paryskiego, jest na to świadectwo w ich korespondencji) krótkie narty taternickie, raki, czekan, namiot, maszynkę do gotowania, a nawet kurtkę. Góry były jego żywiołem. Wyzwalały w nim trudny do precyzyjnego zdefiniowania górski instynkt wielkiego zdobywcy. Tam dawał upust swojej świetnej technice, umiejętności właściwego wyboru drogi w skale, opanowaniu i odwadze. Bolesław Chwaściński pisze: „Lecz pasja pozostała ta sama. Ta sama zaciekłość i wytrwałość, niezważająca na żadne przeszkody w dążeniu do celu”. Był rasowym alpinistą. Stanisławski był też z pewnością outsiderem i człowiekiem o żelaznej konsekwencji w tym, co robił. Do wypraw górskich zawsze podchodził z szacunkiem wobec przyrody, partnerów i siebie. Prowadził systematyczne notatki górskie. Doskonalił swoją technikę, czytał literaturę obcojęzyczną. Pisał: „…posiadam moje notatki górskie od dnia 27 lipca 1925 r, czyli od dnia, kiedy po raz pierwszy w życiu zobaczyłem góry i od tego dnia każdą wycieczkę ja projektowałem, ja organizowałem, ja kierowałem wzruszeniem i przeprowadzeniem”. Starał się tak kierować swym życiem, by jak najwięcej czasu spędzać w Tatrach. Od 1930 r. rokrocznie rozwiązywał w Tatrach kilkadziesiąt problemów taternickich, jak się wyraził w rozmowach z przyjaciółmi chciał „wykańczać” po kolei kolejne „perełki” Tatr. Sporo miejsca w swoim górskim pisaniu poświęcił śmierci. Choćby w świetnym tekście „W kole złud”. Szukał prawdziwych wartości, przyjaźni w swoim krótkim życiu. Intensywności przeżyć. Kochał życie. Wybranką jego serca, jak zdaje się z jednego listu ze zbiorów Paryskiego, była Lidka Skotnicówna. Niestety, dziewczyna zginęła na Zamarłej Turni. Jakie młodzi mieli plany nie wiadomo, ale często razem zaglądali w Tatry i sporo wspinali się razem. W liście do Paryskiego Stanisławski pisał: „Maleństwo moje już nie żyje, z czem się nie mogę do dziś dnia pogodzić” (list W. Stanisławskiego do Witolda H. Paryskiego z 12 października 1929 r.). Potem, jak wskazują materiały, już nie związał się z żadną kobietą.
Stanisławski był też ponad przeciętność inteligentnym, młodym człowiekiem. Wskazują na ten fakt chociażby jego teksty górskie. Właściwie nie sposób znaleźć jego publikację na średnim poziomie. Były fachowe, przemyślane, świetnie napisane, pełne głębokich myśli, zaskakujące – jednym słowem – ciekawe. W dodatku skreślone ładną polszczyzną. A pisał je dwudziestolatek. Mając w rękach rękopis „W kole złud” (ze zbiorów Paryskich) zauważyłem ze zdumieniem, że nie ma w nim prawie żadnych poprawek. Stanisławski napisał tekst, który był tak dobry, że nie wymagał korekt. To mówi samo za siebie. Jego niektóre stwierdzenia są po prostu niebanalne, jak np. „hak wkładany w Zakopanem do plecaka ma inny dźwięk, niż hak przypinany do pasa pod niezdobytą drogą”. Takich złotych myśli Wiesława jest znacznie więcej.
Atakował zuchwale największe ściany i zdobywał je. Zarówno latem i zimą. Stworzył epokę, którą potem kontynuowali Klarner, Karpiński, Bujak i Bernadzikiewicz wejściem na Nanda Devi East w Himalajach w 1939 r. Bo przyszłość taternictwa i polskiego alpinizmu widział Stanisławski poza Tatrami. Marzył o wyprawach w wielkie egzotyczne góry: Alpy i Himalaje, a w rozmowach z przyjaciółmi widział się podobno na wspinaczce na Mount Evereście, Kangczendzondze, Nanga Parbat i innych himalajskich olbrzymach. Pisze o tym Wojsznis. Niestety przedwczesna śmierć nie pozwoliła mu na dalsze rozwinięcie skrzydeł.
W 2011 r. nowotarski taternik, Adam Śmiałkowski, pokonał nową drogę na wschodniej ścianie Wielkiej Śnieżnej Turni. Dedykował swoje przejście Stanisławskiemu, a drogę nazwał „Tradycja”. A więc pamięć o Wiesławie przetrwała. Może uda się, w związku ze wspomnianą rocznicą, reaktywacja tej jakże zasłużonej dla polskiego taternictwa postaci. Nie jest zapomnianym taternikiem, ale Stanisławskiego trzeba koniecznie wyrwać z kręgu złud. Przypomnieć od nowa jego wielkie zwycięstwa w tatrzańskich ścianach, ale i literackie dokonania, będące świadectwem tego jak żył. A pięknie żył. W pamięci ludzi gór pozostaje Wieśkiem Wspaniałym, któremu „kłaniały się” największe tatrzańskie urwiska i turnie. Raz tylko odwróciły się do Niego plecami… Tylko raz.
Tekst: Wojciech Szatkowski
Muzeum Tatrzańskie
Zdjęcia archiwalne: archiwum Muzeum Tatrzańskiego i zbiory Tatrzańskiego Parku Narodowego, archiwum Zofii i Witolda H. Paryskich