Projekt Badawczy “ZakoPanie”

ZakoPanie, projekt badawczy, wystawa wirtualna o Paniach związanych z Zakopanem, zdjęcia rozrzucone na różowym tle
Data otwarcia: 18/08/2022
Data zamknięcia:

OPIS PROJEKTU BADAWCZEGO. PRZYJĘTE ZAŁOŻENIA, PODJĘTE DZIAŁANIA, WNIOSKI I REKOMENDACJE WYNIKAJĄCE Z ICH PRZEPROWADZENIA.

Projekt „ZakoPanie” ma swój wymiar historyczny i jak najbardziej współczesny nam wydźwięk. Nade wszystko skierowany jest jednak ku przyszłości jako próba wskazania innej możliwości opisu, prezentacji, myślenia zjawiska kultury jakim jest Zakopane.

Jest to praca na rzecz historii miejsca pod Tatrami, ponieważ zbiera, porządkuje, tworzy nowe źródła (wywiady). Muzeum Tatrzańskie pozyskuje na tej drodze kolejne materiały do badań XX wieku, materiały mogące służyć poszerzaniu stałych ekspozycji i budowaniu wystaw czasowych.

Jako że przedmiotem badania są losy zakopiańskich kobiet, projekt lokuje się w jednej z najbardziej „gorących” przestrzeni współczesnej humanistyki. Sprawa kobiet to kwestia globalna. ”XXI wiek będzie wiekiem kobiet, albo nie będzie go wcale” głosi z emfazą jedna z współczesnych skrzydlatych fraz. Dziś „kobieca kwestia” ma oczywisty i mocny wydźwięk ideowy, społeczny i polityczny, a jej podejmowanie i formy przepracowania są świadectwem naszych czasów. Nie bez znaczenia jest ścisły związek badanej sprawy z lokalnością rozumianą topograficznie i chronologicznie. Takie konkretne tu/teraz stanowi ważne odniesienie dla jej globalnego wymiaru. Kontrapunkt pozwalający na krytyczny namysł nad założeniami, które ją ustanawiają. W tym sensie Muzeum wchodząc w tę znacząca we wszystkich wymiarach dyskusję praktykuje glokalność. Myśli globalnie, działa lokalnie.

Kobiece Zakopane widziane, rozumiane poprzez losy kobiet, z ich perspektywy to przedstawienie, które wciąż czeka na swoją realizację. Historia wydarzenia kultury – zakopiańskość i Zakopane, tatrzańskość i Tatry – stworzona została przez mężczyzn. To z męskiego punktu widzenia objaśniano ten świat. Zasadniczy problem takiej ekspozycji nie polega na tym, iż jest ona nieuprawniona, lecz na tym, że w sposób nieuświadamiany (najczęściej) bierze ona część za całość absolutyzując w ten sposób własne przedstawienie. Kobiety mają w męskiej narracji role do odegrania, ale ich pozycja i znaczenie wyznaczana jest przez dominujący, męski porządek. Jeśli coś się w nim nie mieści lub jawnie mu się sprzeciwia, jest wypierane, zapoznawane, dezawuowane albo wręcz patologizowane. Przeciwstawić się takiej praktyce tym bardziej sprawczej, im mniej świadomej swego działania, to przywracać prawo do obecności, prawo do własnego głosu, wizerunku, rozumienia, wreszcie uprawnienie do ekspozycji tego wszystkiego w przestrzeni wspólnej. Nigdy dość przypominania, że muzeum służy wspólnocie. Dla muzeów regionalnych, a Muzeum Tatrzańskie jako takie zostało ustanowione, to szczególnie ważna agenda. Kolekcje muzealne są kulturalną mapą lokalnych społeczności. Osobliwą przy tym, bo eksponującą „białe plamy”, obszary nieciągłości, braki niebędące słabością przedstawienia, lecz źródłem, z którego wypływa potrzeba jego rozwijania. Muzeum działa na rzecz wspólnoty nie tylko dając jej obraz, ale także poprzez kulturalną uprawę i kultywację wydobywając to, co w jej gruncie obecne, lecz słabo zjawione. W tym sensie wspólnota ożywiana jest przez muzealne prace.

Projekt „ZakoPanie” przygotowuje materiały dla takiego wydarzenia zakładając, że Muzeum gromadzi zbiory także i po to, by odsłaniać nieoczywiste perspektywy i zjawiać światy obok nas, przez nas spotykane, a niewidziane. „ZakoPanie” jest taką rzeczywistością. Przypomnijmy kilka dobrze już opisanych faktów.

Liczby są nieubłagane. W 2015 roku na 100 mężczyzn w Zakopanem przypadało 115 kobiet. I nie jest to przypadek. Od ostatnich dekad XIX wieku do dziś “piękna płeć” dominuje w naszej strukturze demograficznej. Zakopiańskiej przemianie – od biednej, nieznanej góralskiej wsi do modnego i popularnego centrum rekreacji, sportu, miejsca w polskiej kulturze – kobiety towarzyszą liczniej niż mężczyźni. Cóż z tego, że często pozostają w cieniu. Bez ich pracy, oddania, talentów, bez upartej woli i silnego charakteru połączonego z wdziękiem, bez miasta kobiet podlejsze byłoby miejsce pod Giewontem. Przypomnijmy: Klementyna Homolacs właścicielka dóbr kuźnickich znacząco przyczyniła się w latach czterdziestych XIX wieku do powstania zakopiańskiej parafii. Miało to nie tylko religijne, ale też cywilizacyjne znaczenie.

Jadwiga Zamoyska i Róża Krasińska, reprezentantki wielkich arystokratycznych rodów stworzyły szkoły przysposabiające do zawodu dziewczęta z tak zwanych niższych klas. Oczywisty, choć być może nie zamierzony, był emancypacyjny wymiar tych projektów. Fach, możliwość pracy i zarobkowania zmieniała pozycję kobiet w domu, rodzinie czy w społeczeństwie. Zmiana tym bardziej była prawdopodobna, że pod Tatrami spotkać można było panie prawdziwie niebanalne. Niezależne, sprawcze, słynne talentem, wiedzą, przymiotami charakteru. Wspaniała Helena Modrzejewska, dla której do Zakopanego [oczywiście nie tylko dla niej] przybywał Chałubiński, Paderewski, Witkiewicz. Bronisława Dłuska, Maria Skłodowska-Curie, Klara Jelska – ileż uczyniły one dla leczących się w ‘polskim Davos’. Spotkanie z takimi osobami musiało odmieniać wyobrażenia o relacjach damsko-męskich i możliwych rolach kobiet w modernizującym się społeczeństwie. Duchowa aura miejsca, do którego przybywano by się uzdrowić, odrodzić, przez chwilę choćby inaczej żyć, sprzyjała osłabieniu konwenansów, rozmiękczała tabuizowane, konserwujące bariery. Kobiety ubrały spodnie i w męskim towarzystwie chodziły w góry. Były to czyny obrazoburcze. Potem przyszedł sport – narciarstwo i taternictwo- otwierając drogę, na której dziewczyny udowodniły, że chcą, mogą, potrafią. Pewnie, że czasami przychodziło za to zapłacić najwyższą cenę. Przy próbie kobiecego przejścia południowej ściany Zamarłej Turni zginęły młodziutkie siostry Skotnicówny. Ale ruchu na raz już osiągniętej emancypacyjnej drodze nikt już nie mógł zatrzymać. Narty i lina stały się dla wielu kobiet, także z góralskich rodzin, kluczem do kariery, mocniejszej pozycji, ciekawszego i pełniejszego życia. Helena Marusarzówna może być ich symbolem. Wojna zniszczyła szalony „Pępek świata” i jego piękny gwiazdozbiór: Marusię Kasprowiczową, Zofię Stryjeńską, Ritę Sacchetto, Wandę Gentil-Tippenhauer, Helenę Roj-Kozłowską, Marię Pawlikowską-Jasnorzewską. Ich gwiezdny czas minął, bo realny socjalizm, który na pół wieku zagościł pod Giewontem, był ponuro poważny, buro przaśny i zasadniczo wrogi barwności, indywidualności, subtelnemu wdziękowi istnienia. Mimo te wszystkie braki i niedobory, na przekór im Maria Bujak i Halina Micińska-Kenar współtworzyły i latami prowadziły znakomite szkoły artystyczne. Krystyna Słobodzińska twórczo i kompetentnie animowała kulturę miejską. Pracowały, tworzyły, działały Zofia Radwańska-Paryska, Anna Górska, Barbara Gawdzik-Brzozowska, Helena Warszawska, Ewelina Pęksowa, zostawiając po sobie trwałe ślady w zakopiańskiej historii. A ileż niewymienionych tu z nazwiska znakomitych kobiet sprawiało, że sfeminizowane obszary takie jak służba zdrowia, edukacja, obsługa ruchu turystycznego działały pomimo ideologicznych absurdów.

Koniecznie trzeba wracać pamięcią do tamtego czasu. Do braku podstawowych dóbr, kolejek, do biedy. Po to, by uzmysłowić sobie kim był zbiorowy anonimowy bohater nie tylko tamtej rzeczywistości. To „One”- matki, żony, przyjaciółki, dziewczyny i niewiasty wystawały, zdobywały, przemieniały szare na złote, podtrzymując i upiększając życie. Mimo symbolicznej i bywało fizycznej przemocy, mimo alkoholizmu, którego nie raz były ofiarami, pomimo różnych “mimo”. Jednoczył los ten panie, ceperki, góralki – prawdziwe przewodniczki tutejszego istnienia. „Zakopane jest opowieścią”, ale ta o mieście kobiet wciąż czeka na napisanie. Wszystkim jest nam potrzebna. Bez tego nie pojmiemy, kim jesteśmy i w jakim miejscu biegnie nasza egzystencja.

W tym miejscu zatrzymujemy opowieść o zakopiańskim mieście kobiet. Zasadniczy powód bierze się z krytycznej lektury, z namysłu nad wystawami powiązanymi z tą opowieścią. Z wystawą „Zakopiańczycy. W poszukiwaniu tożsamości” (Muzeum Tatrzańskie 2011-2012) i wystawą „Zakopane miasto kobiet” (Park Miejski 2015). Krytyczność nie oznacza tutaj negatywnej oceny, ale kantowskie pytanie o warunki możliwości przedstawienia. Uważniejsze czytanie objawia, że w pamięci wspólnej, w zasobie, poprzez który tłumaczy się „teraz” i projektuje „jutro”, prawomocnie trwają tylko „kobiety sukcesu”. Problem w tym, iż sukces dostrzeżony może być i doceniony tylko w obrębie obowiązującego dominującego porządku. W hierarchicznym, agonicznym, zmaskulinizowanym, mitycznie znaturalizowanym historycznym ładzie. Więcej, sukces to istotne narzędzie potwierdzające i umacniające ten porządek. Ustanawiając zakopiańskie instytucje, osiągając artystyczne, sportowe, choćby tylko towarzyskie wiktorie, kobiety współtworzą rzeczywistość, w której kobiecość definiuje się poprzez opozycję do męskości. Eksponując jej słabość, podległość, niezdolność do wolnego życia na własny rachunek. Nieliczne zwycięstwa nie zmieniają takiego wizerunku. Czynią tylko lub aż zwyciężające prawie mężczyznami, a może- (czemu nie) prawdziwymi mężczyznami. Męskość przecież nie jest fundamentalnie związana z nacechowaniem biologicznym, lecz wyznaczana jest przez kulturowe figury istnienia. Nie chodzi o to, co z całą mocą trzeba podkreślić, by deprecjonować wielkie prace niewiast i ich transgresyjny wymiar, dzięki którym wchodzą do panteonu legendowych postaci Zakopanego. Ważne jednak jest wskazanie i opisanie horyzontu takiego wykraczania. Jest to istotne nie tylko poznawczo. Wszak trakt tak zarysowany pozostaje jedną z najczęściej praktykowanych dróg emancypacji. Dzieje się to także z tej przyczyny, iż został opowiedziany, zilustrowany, co łatwym (łatwiejszym) czyni pojęcie, projektowanie, praktyczne naśladowanie.

Czy możliwa jest inna obecność zakopiańskich kobiet? Nie jest to pytanie o ich fizyczną egzystencję. Ta jest oczywista. Stawia natomiast kwestię jej znaczenia, form prezentacji, powodów, dla których podejmuje się ich sprawę lub uznaje za nieistotną. Kategoria „obecność” ma dla projektu „ZakoPanie” zasadnicze znaczenie. Myśląc „obecność” od strony znaczenia, opierając się na pracach H. Arendt, J. Butler, M. Foucault, P.M. Markowskiego, rozumiemy ją nie jako pewne „jest” dane z natury istnienia, lecz jako proces, wydarzenie wydarzające się w splocie narratywnych praktyk i aktów performatywnych. We wzajemnie umacniających się kulturowych prezentacjach i społecznych działaniach. Biorąc rzecz najprościej – co wymaga zawieszenia fascynujących intelektualnie kwestii na czele z wielkim pytaniem: „Dlaczego jest raczej coś niż nic”- sprawa kobiet tym bardziej jest obecna, im rozleglejsza, subtelniejsza, wielowymiarowa jest o niej opowieść, im więcej obrazów, głosów, anegdot, twarzy, losów. Im łatwiej można się z nią spotkać, podjąć w kolejnej rewitalizującej interpretacji, dużo mieć za wzór życiowej drogi i zgodnie z nim żyć. Wybrać taką drogę, być jak kobieta każdy może. Genitalne uposażenia, biologia, natura o niczym ostatecznie nie przesądza.

„ZakoPane jest opowieścią” i „ZakoPanie” także winno nią być. Nasze prace chcą temu służyć. Już samo podjęcie tematu, przypisanie mu prostego i łatwo zapadającego w pamięć miana sporo znaczy. Zbieranie materiałów, rozmowy, próby interpretacji, to coś więcej, niż tylko podążanie po zacierających się śladach. To również wyznaczanie szlaku dla innych, otwierającego i zachęcającego do dalszych penetracji. Ta inicjacja ma swe oczywiste ograniczenia. Wybór bohaterek prezentacji, jej adekwatność, ideowe założenia można i należy traktować krytycznie. Ale „ZakoPanie” w sposób mocny stawiają przed nami możność, co znaczy potencję i zasobność tej kwestii dla życia pod Tatrami, dla bycia tego wykładanego także przez Muzeum Tatrzańskie bytu. Tutaj widzimy jego podstawową wartość.

Zapewne najbardziej rzucającą się w oczy jakością obecności, będącej przedmiotem naszych badań, jest jej wielkość. Prace demograficzne, dane statystyczne wskazują, że pod Giewontem kobiet jest stale więcej niż mężczyzn. Taki stan rzeczy występuje często w miejscach podlegających szybkiej modernizacji. Istnieje, zatem oczywisty związek między zmianą (kulturową, społeczną, polityczna) tj. modernizacją, a wielkością populacji kobiet na danym obszarze. Moc zakopiańskich kobiet wyraża się, w pierwszym przybliżeniu, zgodnie z językowym znaczeniem słowa, w ich ilości. Moc ich! Statystyczne przekroje pozwalają na dalej idącą specyfikację tej mocy. Wynika z nich, że kobiety częściej i lepiej się edukują, że dominują w przestrzeni usług wymagających nowych kompetencji, że dłużej żyją, co dla międzypokoleniowego przekazu ma oczywiste znaczenie. Kobieca obecność zdaje się być wychylona w przyszłość. Orientacja na czas, który nadchodzi staje się zrozumiała w świetle danych ujawniających, iż ilość nie ma oczywistego przełożenia na sprawczość. Im poważniejsze decyzyjne gremia, tym mniej kobiet. Władza jest męska. Ta realna i ta symboliczna także. Przywołajmy jedną, symboliczną ilustrację. To rysunek Stanisława Witkiewicza przedstawiający księdza Józefa Stolarczyka, ilustracja z „Na przełęczy”. Tą pracą Witkiewicz fundował rozumienie zjawiska Zakopane. Nie bez powodu okładka książki Macieja Pinkwarta „Pleban spod Giewontu” tak jest zilustrowana. W centrum kompozycji stoi wyniosła męska postać ubrana po pańsku. Ręce szeroko rozrzucone, w lewej laska. Do pańskich dłoni, znacznie od korpusu odsuniętych, pochylają się uniżone postacie kobiet. Trzy zakutane w chusty góralki trzymane przez księże ramiona w stosownym dystansie, mają ukryte twarze, co sprawia wrażenie, że są zwielokrotnieniem takiej samej figury. Stolarczyk uchwycony od tyłu też jest bardziej figurą, emblematem instytucji, a nie portretem osoby. Trudno dostrzec tu księdza. Łatwo natomiast władzę i należne jej honory. Całej scenie przygląda się chłopiec, jedyna osoba, której rysy zostały wydobyte. Grzecznie uchylony kapelusz, zaciekawione spojrzenie, wyraźna odległość. Obrazek ten objawia wiele sensów. Łatwo spostrzec, że nie dotyczy on relacji między konkretnymi ludźmi. To raczej prezentacja porządku między dwoma obecnościami. Ta kobieca jest liczna, ale w swej homogeniczności traci walor wielości. Bez osobności, którą twarz zjawia, bez indywidualności trwa w replikacji tego samego. Słaba i zdominowana, pokornie godząca się na władzę uosabianą przez męską obecność. Nie tyle przez mężczyznę z imieniem i historią, ile przez reprezentanta instytucji, w których władza i męskość tworzy konieczny, naturalny związek. Może najciekawszą obecnością daną nam do myślenia jest ta, którą wykłada góralski chłopiec. Spotykamy osobę, widzimy twarz, a nie figurę, emblemat stanu, grupy czy klasy. Widzimy młodość zwróconą ku temu, co przychodzi z naszym spojrzeniem. To istotna odmiana, bo cała reszta odwrócona jest do nas tyłem, odchodzi, kończy. Młodość, jeszcze nie całkiem ukonstytuowana postać istnienia, trwa obok jego zamkniętych i zdefiniowanych kształtów. Stoi wyraźnie po stronie kobiet. Blisko nich. Cała scena rozgrywa się w przestrzeni publicznej, otwartej, danej powszechnemu spojrzeniu. Przedkłada nam relacje i prawa tam obowiązujące. Tak było na początku. To Zakopane ostatniej dekady XIX wieku. Dzisiaj przedstawienie podobne trudno sobie wyobrazić. Kiedy jednak zderzymy tamte archaiczne, pierwsze rozeznania porządku istnienia z współczesnymi danymi statystycznymi, wsłuchamy się w język mówiący o obecności kobiet, dojrzymy, że minione nie znaczy koniecznie przeszłe. To ważna przesłanka projektu „ZakoPanie”.

„ZakoPanie” nie zajmuje się tylko „Paniami”- kobiecym istnieniem Podtatrza. Także „Zako” stanowi wyzwanie. W półsłówku zapisane jest DNA tutejszej kultury. Zakrywanie, zasłanianie, zakopywanie, uporczywe oddalanie w cień są z ducha tego miejsca. Stąd tyle waży tu podział na prywatne i publiczne, deklarowane i praktykowane, oficjalnie wykładane i między swymi opowiadane. Obecność, którą próbujemy wydobyć jest mocno z takim „Zako” splątana. Wydarza się w prywatności, jest codzienną praktyką nie szukającą rozgłosu, obok tego, co modne, głośne, obowiązujące. Pozostaje w domowych archiwach, we wspomnieniach przyjaciół, rodziny, kolekcjonerów osobliwości. Ulotna, ułomna, słaba, obecność, co wciąż się traci. To rzeczywiste ZakoPanie.

Chcąc dać tej przestrzeni świadectwo wybraliśmy osiem kobiecych losów. Nie ma tam pomnikowych sukcesów. Nie są to osoby z zakopiańskiego świecznika i raczej nie zostaną ubrane w legendę. Nas zafascynowały. Dzielnością, determinacją, niepodległością, śmiałością z jaką podążały własną drogą. Tym, jak bardzo ustanawiały rzeczywistość i jak mało podlegały mocom tego, co tu i teraz. Zofia Krzeptowska „Kapusia”, Maria Szatkowska, Zofia Karpiel „Bułecka”, Janina Szmurło „Lula”, Maria Chałubińska, Krystyna Sałyga „Kwakwa”, Stefania Biegun „Funia”, Ewa Berbeka – nagrywaliśmy wspomnienia o nich w charakterystyczny sposób rozbiegane, niezborne, niekompletne. Przyjęliśmy, że jest to prawomocny zapis istnień, które miały wiele kształtów, odsłon, sensów i biegły pośród wydarzeń, co i raz odmieniających rzeczywistość. W krótkich tekstach próbowaliśmy wydobyć prawdę postaci. Prawdę nie pojmowaną jako adekwatne odwzorowanie, ale jako sprawę zjawioną, daną do myślenia przez takie życie. Dodaliśmy fotografie z domowych zasobów, klasyczne informacyjne biogramy, bibliograficzne odniesienia do źródeł istniejących. Tak stworzona prezentacja nie daje oczywistego, jednoznacznego obrazu, żadnego „takie były”. Buduje przestrzeń pytań, a do jednego zachęca szczególnie: jakie są dla mnie ZakoPanie? Jak może być obecna ta obecność dla mojej przytomności. I czy winna być? Nie pojęte przez nas przedstawienia, tylko znaki drogi, w którą można/trzeba/ powinno się ruszyć. Udawać, że jej nie ma już nie sposób.

Nie mamy wątpliwości, że projekt „ZakoPanie” winien być rozwijany. Kobiecej obecności w muzealnych salach jest zbyt mało. Jeszcze mniej pytań o sensy i znaczenia kobiecości. I obrazowania faktu, że kobiecość to nie tylko płeć biologiczna, ile przynależność do słabych, podporządkowanych, kruchych form istnienia, że każdy z nas uwikłany jest w kobiecość. To miesza porządki, wikła dyskurs, niektórych wzburza. Łatwo wskazać jak kontynuować wykładane powyżej prace. Każda z naszych bohaterek to emblemat środowiska. Potrzebny jest jego opis. Z pewnością niektóre przestrzenie tej obecności nie zostały wskazane i dalsze mapowanie powinno być czynione. Praca idąca w zasygnalizowanych kierunkach, naturalna konsekwencja już otwartego działania może być efektywniejsza, gdyby wydobyć z muzealnych zasobów stosowne, już zgromadzone materiały. Ze zbiorów sztuki, z archiwum fotograficznego, z fonoteki. Wszelkie dalsze działania musi jednakże poprzedzić przyjęcie jakiejś koncepcji prezentacji, bez której trudno o klarowne zasady wyboru poszukiwanych artefaktów. Każdy wybór (czy, jak, dlaczego?) w tej delikatnej ideowo, społecznie, politycznie sprawie, będzie miał swoje konsekwencje. Na energię ZakoPań, którą nasze badania awizują, Muzeum Tatrzańskie tak czy siak musi zareagować. Ona rośnie i już teraz znaczy jutro.

Piotr Mazik i Kuba Szpilka

Wpisz szukane wyrażenie