Tajemnicze Tatry. Część 5 “Ranek w górach” Adama Asnyka
Tatry pełne tajemnic to także ich wpływ na nasze wnętrze. Ludzie wrażliwi, a tacy głównie po górach chodzą, od stuleci uważali góry za niezwykle ważny element ich ziemskiego bytowania.
W cyklu “Tajemnice Tatr” prezentujemy dzisiaj wiersz Adama Asnyka „Ranek w górach”. Motywem wielu jego utworów jest krajobraz górski, a zwłaszcza tatrzański (Ranek w górach, Kościeliska, Noc nad Wysoką, Letni wieczór, Podczas burzy, Limba, Wodospad Siklawy, Giewont) oraz motywy morskie (Podróżni, W zatoce Baja), sonety “Góry i morze – pisał Asnyk w liście do ojca 28 maja 1874 r. – to jedyne uniwersalne lekarstwo na wszystkie ludzkie dolegliwości, tam oddychając świeżym, wonnym powietrzem, pojąc się widokiem świeżej a wzniosłej natury można zapomnieć o cierpieniach i troskach…”. Asnyk był zdolnym turystą i taternikiem, dokonując w Tatrach wielu ciekawych i trudnych wejść. W roku 1873 jak podaje Paryski, zdobył trudny i rzadko wtedy zwiedzany Lodowy, rok później był na Giewoncie, a zwieńczeniem jego tatrzańskiej kariery było wejście na Wysoką (1876), uważaną wówczas za jeden z najtrudniejszych szczytów tatrzańskich. Większość wycieczek spędził razem ze znanym przewodnikiem tatrzańskim I klasy, Maciejem Gąsienicą-Sieczką, którego nazwał “przewodnikiem pierwszym z pierwszych”, dedykując mu wiersz. W kwestii poezji tatrzańskiej Asnyk uważany jest za jednego z najwybitniejszych poetów.
Adam Asnyk “Ranek w górach”
Wyzłocone słońcem szczyty
Już różowo w górze płoną
I pogodnie lśnią błękity
Nad pogiętych skał koroną.
W dole – lasy skryte w cieniu
Toną jeszcze w mgle perłowej,
Co w porannym oświetleniu
Mknie się z wolna przez parowy.
Lecz już wietrzyk mgłę rozpędza
I ta rwie się w chmurek stada…
Jak pajęcza, wiotka przędza
Na krawędziach skał osiada.
A spod silnej tej zasłony
Świat przegląda coraz szerzej,
Z nocnych, cichych snów zbudzony,
Taki jasny, wonny, świeży.
Wszystko srebrzy się dokoła
Pod perlistą, bujną rosą,
Świerki, trawy, mchy i zioła
Balsamiczny zapach niosą.
A blask spływa wciąż gorętszy
Coraz głębiej oko tonie,
Cudowności świat się piętrzy,
W wyzłoconej swej koronie.
Góry wyszły jak z kąpieli
I swym łonem świecą czystym,
W granitowej świecą bieli
W tym powietrzu przezroczystym.
Każdy zakręt, każdy załom
Wyskakuje żywy, dumny,
Słońce dało życie skałom,
Rzeźbiąc światłem ich kolumny.
Wszystko skrzy się, wszystko mieni.
Wszystko w oczach przeistacza,
Gra przelotnych barw i cieni
Coraz szerszy krąg zatacza.
Już zdrój srebrną pianą bryzga,
Gdy po ostrych głazach warczy…
Już się żywszy odblask ślizga
Po jeziorek silnej tarczy…
Już pokraśniał rąbek lasu…
Już się wdzięczy i uśmiecha
Brzeg doliny – a z szałasu
Dolatują śpiewne echa…
Przez zielone łąk kobierce,
Dzwoniąc, idą paść się trzody…
Jakaś rozkosz spływa w serce,
Powiew szczęścia i swobody.
Pierś się wznosi, pierś się wzdyma
I powietrze chciwie chwyta –
Dusza wybiec chce oczyma
Upojona, a nie syta;
Niby lecieć chce skrzydlata,
Obudzona jak z zaklęcia…
I tę całą piękność świata
Chce uchwycić w swe objęcia.