Co nowego w muzeum?

Tajemnicze Tatry, część 33 Kozi Wierch  – szczyt kozic, turystów, narciarzy i taterników

Tajemnicze Tatry, część 33 Kozi Wierch – szczyt kozic, turystów, narciarzy i taterników

Kozi Wierch (2291 m) to cel jednej z najpiękniejszych wycieczek w polskich Tatrach. Nagrodą za trud podejścia jest wspaniała panorama, jedna z najbardziej rozległych w najwyższych górach naszego kraju. Nic też dziwnego, że Muzeum Tatrzańskie bierze ten szczyt na cel kolejnego odcinka „Tajemnic Tatr”. Przy okazji opowieści o Kozim trochę ciekawostek o jego zdobywcach, przyrodzie, a także o wycieczce pieszej i narciarskiej. Zapraszamy do lektury.

Kozi Wierch – ten skalisty, wyniosły, granitowy szczyt jest najwyższą górą, której wszystkie cztery ściany znajdują się na terenie Polski.  Rysy (2499 m) bowiem, leżą na granicy polsko-słowackiej i tylko w części przynależą do naszej Ojczyzny. Tak samo Mięguszowiecki Szczyt Wielki i Niżnie Rysy. Nazwa szczytu, tak jak i Koziej Dolinki, Koziej Przełęczy, Koziej Przełęczy Wyżniej i Kozich Czubów bierze się stąd, że na południowych stokach Koziego często pasły się kozice. Kozice to przeciekawe zwierzęta, będące symbolem Tatr, Tatrzańskiego Parku Narodowego, zawodu przewodnika tatrzańskiego i warto zauważyć, że stanowią piękno samo w sobie. Z niesłychaną zręcznością, ocierającą się o wspinaczkowe niemal umiejętności, kozice wchodzą bez strachu w strome tatrzańskie ściany i żleby. Są symbolem sprawności fizycznej. Dodajmy, że są dość płochliwe i dlatego o ile spotkamy je w górach, to zachowajmy bezpieczną odległość. Więcej o kozicach dowiecie się Państwo ze świetnych opracowań pracowników Tatrzańskiego Parku Narodowego, do lektury których serdecznie zapraszamy. Kozice oczywiście możemy spotkać także podczas opisywanej tutaj wycieczki. Obserwujmy je, fotografujmy, ale nie zbliżajmy się, by nie sprowokować ucieczki tych zwierząt, która może być dla nich niebezpieczna.

Szczyt Koziego Wierchu wznosi się nad dolinami: Pięciu Stawów Polskich, Kozią i Buczynową. Posiada dwa wierzchołki: wyższy – Kozi Wierch oraz Kozie Czuby (2266 m). Do wiszącej Dolinki Koziej opada ponad 200-metrowymi ścianami skalnymi. Przez wierzchołek biegnie słynna Orla Perć – najtrudniejszy z wszystkich tatrzańskich szlaków. Trudny, powietrzny, ubezpieczony łańcuchami, klamrami i drabinkami. Wiosną za wcześniej jednak na ten szlak. Dlatego próbujemy łatwiejszej opcji. Najłatwiej wejść latem na szczyt od strony Doliny Pięciu Stawów Polskich znad Wielkiego Stawu (czarnym szlakiem).  Nieco trudniej jest Żlebem Kulczyńskiego od strony północnej, a najtrudniej od Koziej Przełęczy, terenem bardzo eksponowanym, po szlaku słusznie uważanym za jeden z najtrudniejszych w całych Tatrach, nie tylko polskich. Zimą te szlaki wymagają umiejętności taternickich i użycia sprzętu wysokogórskiego. Kozi Wierch jest także miejscem często uczęszczanym przez adeptów taternictwa i wytyczono na jego ścianach wiele dróg o różnych stopniach trudności. My wyruszamy na szczyt od Doliny Pięciu Stawów Polskich. Docieramy tutaj przez słynącą z wysokogórskich widoków Dolinę Roztoki.

Pierwszego wejścia na szczyt dokonał w roku 1867 ks. Eugeniusz Janota w towarzystwie Macieja Gąsienicy Sieczki – znanego przewodnika tatrzańskiego, „pierwszego z pierwszych”, jak pisał o nim poeta Adam Asnyk. Powiedzmy teraz kilka słów o letnich zdobywcach Koziego Wierchu. Ksiądz Eugeniusz Janota ma piękną kartę tatrzańską. Razem z drem Maksymilianem Nowickim doprowadził on do objęcia ochroną tatrzańskich kozic i świstaków (ustawa sejmowa z 19 lipca 1868 roku). W naszych najwyższych górach działał już jednak wcześniej. W 1860 r. wydał pierwszy w języku polskim przewodnik turystyczny  po Tatrach. Należał do grona osób, które doprowadziły do powstania Towarzystwa Tatrzańskiego w 1873 roku. W tatrzańskich wejściach towarzyszyli mu często Bronisław Gustawicz i góralski przewodnik Maciej Gąsienica-Sieczka. Sieczka był świetnym przewodnikiem i należał do najlepszych spośród tych, którzy prowadzili gości po Tatrach w historii tych gór. Dokonał w nich wielu pierwszych wejść, był kłusownikiem w młodości a potem razem z Jędrzejem Walą zajął się ochroną kozic. Pisze o nim świetnie Wiesław A.Wójcik.

Zimą na Kozi Wierch pierwszy wszedł Mariusz Zaruski i Józef Dunin-Borkowski w dniu 3 kwietnia 1907 r. Dokonali pierwszego zjazdu narciarskiego z wierzchołka na południe Szerokim Żlebem do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Przyjrzyjmy się trochę zimowym zdobywcom Koziego. Tym chętniej, że patrząc jakiego obydwaj sprzętu używali jesteśmy pełni podziwy dla ich dokonań. A były to drewniane narty prawdopodobnie z wiązaniami Zdarskiego, okute bambusowe kije, czekan od Mizzi Langer z Wiednia, a jeżeli chodzi o strój to wykorzystali ciepłe swetry, kurtkę, kominiarkę i ciepłe, wełniane rękawice i słynne pumpki.

Zaruski był piękną postacią polskiego morza i polskich gór.

Jest słusznie otaczany szacunkiem przez ludzi tych dwóch żywiołów.

Pochodził z Dumanowa na Podolu ze średniozamożnej rodziny szlacheckiej, studiował w Odessie, a potem trafił na zesłanie na Daleką Północ. Tam przeszedł dalszą praktykę żeglarską. Ta miłość do morza towarzyszyła mu odtąd przez całe dorosłe życie. W Zakopanem mieszkał z żoną w willi „Krywań”, przy ulicy Ogrodowej (obecnie Zaruskiego). Jego żona, Izabela prowadziła tam pensjonat, a Mariusz mógł dzięki jej wsparciu realizować swoje liczne górskie pasje. Mariusz był pierwszym naczelnikiem TOPR (Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego) i należał do jego założycieli, działał w klubie ZON TT, był świetnym narciarzem i instruktorem „białego szaleństwa”, czołowym w tym okresie wspinaczem i znawcą Tatr. Pisał artykuły do „Taternika” i przewodniki oraz podręczniki narciarskie. Był jednym z pierwszych dziennikarzy zakopiańskich. Oddał Zakopanemu 10 lat swojego życia. Potem wyruszył w 1914 r. na wielką wojnę i już pod Tatry nie powrócił. Czasami tylko wpadał do Zakopanego na kilka dni, by pewnie odwiedzić dawnych przyjaciół i sprawdzić jak się ma Pogotowie. Prowadził zakrojoną na szeroką skalę działalność szkoleniową na morzu. Do legendy przeszły jego rejsy szkoleniowe po Bałtyku na szkunerze „Zawisza Czarny”. Zmarł 8 kwietnia 1941 r. w sowieckim więzieniu w Chersoniu. W momencie zjazdu narciarskiego z Koziego Wierchu Mariusz miał skończone 40 lat.

 

Józef w momencie zjazdu z Koziego Wierchu miał 28 lat i był dużo młodszy od Mariusza. Urodził się w roku 1879 we Florencji w rodzinie ziemiańskiej pochodzącej z Podola. Studiował w Dreźnie i Sorbonie, gdzie obronił doktorat w dziedzinie filozofii. W późniejszym okresie życia służył w Legionach i był podporucznikiem kawalerii. Brał udział w wielu walkach o granice Polski. Zginął podczas obrony mostu we wsi Zozulińce na terenie dzisiejszej Ukrainy.

Teraz trochę o nartach.

Tym razem o wycieczce skiturowej na Kozi.

Kozi Wierch stanowi cel „klasycznej” wycieczki skiturowej w rejonie Doliny Pięciu Stawów Polskich. Znany jest narciarzom od 114 lat. Wycieczkę na nartach możemy odbyć wyłącznie przy dobrych warunkach lawinowych, gdyż Szeroki Żleb jest drogą wielkich lawin śnieżnych, spadających z Koziego i na wiosnę, która jest najlepszą porą dla tej wycieczki. Nachylenie stoku wynosi maksymalnie 39º (tuż pod wierzchołkiem, potem 35º w żlebie). Przewyższenie: 619 m do schroniska. Długość zjazdu: 1330 m do Wielkiego Stawu Polskiego. Długość trasy wycieczki: 5 km. Zagrożenie lawinowe: żleb jest częstą drogą lawin śnieżnych, należy oczywiście zapoznać się z aktualnymi warunkami i stopniem zagrożenia lawinowego np. na stronie www.topr.pl . Czas podejścia wynosi około 3:30. Czas zjazdu: 0:45–1:00 do schroniska. Doliną Roztoki na palenicę trzeba dołożyć jeszcze 1:30. Najlepsze warunki: marzec – maj. Polecam ten szczyt na weekend majowy. Narty trzeba wtedy wynieść dość wysoko, ale podobne do alpejskich czy norweskich firnów śniegi wynagrodzą nam tę decyzję.

Powróćmy teraz na chwilę do roku 1907, czyli do momentu kiedy Zaruski z Borkowskim weszli na nartach na szczyt.

Mariusz Zaruski w swoim bodaj najbardziej słynnym dziele Na bezdrożach tatrzańskich tak opisuje wejście i zjazd spod wierzchołka Koziego: – Z jednej strony posępna, czarna ściana Zawratowej Turni – lodowe wieńce i pióropusze zdobią jej rozpadliny, z drugiej zwały śniegowe Małego Koziego Wierchu o kształtach najfantastyczniejszych []. Blisko przełęczy śnieg był tak twardy, że tylko z wielkim wysiłkiem, podpierając narty ostro kutymi kijami, zdołaliśmy na grań się wydostać [].

Dopiero teraz rozejrzeliśmy się po świecie. Szeroki ten świat górski – dziki i pusty dzisiaj bezbrzeżnie. Skamieniałe olbrzymy pokotem leżą umarłe pod jednym wspólnym całunem. Znikąd głosu, żadnego życia! Nie „zbyrkają” dzwonki na halach, nie słychać nawoływania juhasów dążących za kierdelami, nie widać sylwetek turystów, czarnymi punkcikami odcinających się na tle upłazów. Potoki, stawy, kosówki – wszystko żywe w lodowych, trumnach zamknięte! […].

Po dłuższym wypoczynku i spożyciu posiłku zeszliśmy ku nartom i przypiąwszy je, ruszyliśmy na dół. Śnieg był wyborny do jazdy, zbyt tylko głębokimi poorany bruzdami, wskutek czego jazda była właściwie bujaniem po śniegowych falach, na które nasze narty wślizgiwały się bez trudu, jeszcze łatwiej z wierzchołków na dół spadały… (Warszawa 1958, s. 37, 40, 41).

Bazą wyjściową dla naszej wycieczki jest schronisko PTTK przy Przednim Stawie w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Foki można założyć do nart od razu przy schronisku, poruszamy się więc na nartach najpierw obok Przedniego Stawu Polskiego. Potem wchodzimy na szerokie pola śnieżne ponad Wielki Staw Polski. Stamtąd skręcamy łagodnie w prawo. Stopniowo wznosimy się zakosami na niezbyt strome stoki na Wielkim Stawem. Tymi stokami kierujemy się zakosami do podnóża Koziego Wierchu i widocznego stąd wylotu Szerokiego Żlebu. Przy pewnych warunkach śniegowych i firnach możemy podchodzić stromo dalej na nartach żlebem. Jeżeli jednak warunki śnieżne i lawinowe nie są pewne, lub śnieg jest dość twardy, to idziemy na nogach na lewą grzędę i nią podążamy w stronę wierzchołka. Przy dobrych śniegach pniemy się na nartach stromymi zakosami w stronę grani. Osiągamy ją kilkanaście metrów poniżej wierzchołka (zdejmujemy tu narty, można je wbić w śnieg). Z tego miejsca podchodzimy z nartami przypiętymi do plecaka (tak jest najbardziej wygodnie). Trawersujemy kilkadziesiąt metrów w lewo i wychodzimy stromym, wąskim, ale krótkim żlebem, na szczyt Koziego Wierchu. Widok z Koziego Wierchu – jak słusznie pisze w swoim przewodniku z 1936 roku Józef Oppenheim – należy do najwspanialszych w Tatrach, jest bardzo rozległy i niczym nie przesłonięty. Szlak pieszy na Kozi pokrywa się z narciarskim. Piesi, o czym warto pamiętać, zawsze mają pierwszeństwo.

Zjazd z Koziego jest bardzo piękny i długi. Z początku prowadzi on bardzo stromym stokiem (ostrożnie). Jednak stok ten jest wystawiony na południe i wiosną, po południu, śnieg na stokach Koziego cudnie puszcza, umożliwiając swobodną jazdę. Po pokonaniu odcinka spod szczytu kierujemy się do Szerokiego Żlebu. Jest tu już łagodniej, zjeżdżamy żlebem, kierując się wprost w dół na Wielki Staw Polski, a stamtąd wracamy w lewo do schroniska, na mocno spóźniony obiad. Wycieczka ta jest trudna, wysokogórska. Warto na nią pójść z kimś bardziej doświadczonym. Do podstawowego sprzętu, lawinowego ABC, kasku, dołóżmy raki i czekan. I ważne jest, by na Kozi pójść w piękną pogodę.

Wspomnienia kustosza Muzeum Tatrzańskiego z Koziego Wierchu? Są oczywiście. Takim bardzo ważnym wspomnieniem był start w zawodach im. Jana Strzeleckiego w ski-alpinizmie. Trasa zawodów prowadziła na Kozi Wierch i Szpiglasowy Wierch. Startowałem w parze z Józefem Krzeptowskim, który przez wiele lat prowadził schronisko PTTK w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Józef wspaniale jeździ na nartach w terenie. Nie znam nikogo, kto jeździ od niego lepiej. Ta pewność skrętu, doświadczenie i nienaganna technika zawsze mi u niego imponowały. Dla mnie możliwość startu z takim człowiekiem gór, ratownikiem TOPR, była prawdziwym zaszczytem. Wspomnienia narciarskie to także pobyt w schronisku w Pięciu Stawach z Witkiem Cikowskim, dzisiaj ratownikiem TOPR, z którym dokonaliśmy kilku ładnych zjazdów w otoczeniu doliny.

Sporo ciekawych, pięciostawiańskich historii zawiera książka Beaty Sabały-Zielińskiej „Dom bez adresu”, do lektury której Państwa serdecznie zapraszamy. Ładne opisy Koziego i jego okolic znajdziemy także w przewodniku Tadeusza Zwolińskiego  „Zima w Tatrach”, wydanego w 1953, w przewodniku Mieczysława Świerza i legendarnej jak Kozi książce Wandy Gentil-Tippenhauer i Stanisława Zielińskiego, W stronę Pysznej. Polecamy Państwu te wszystkie książki … ale już po górach.

 

Tekst i zdjęcia: Wojciech Szatkowski/Muzeum Tatrzańskie

Wpisz szukane wyrażenie