Tajemnicze Tatry, część 34 Szpiglasowy Wierch i przełęcz – gdzieś pomiędzy Pięciu Stawami a Morskim Okiem…
Dzisiaj Muzeum Tatrzańskie bierze kurs na Szpiglasowy Wierch w polskich Tatrach Wysokich. Zwiedziliśmy już pobliski Kozi Wierch i urokliwą Dolinę Pięciu Stawów Polskich. Czas na szczyt, który leży na granicy dwóch pięknych, górskich światów, położony gdzieś pomiędzy Pięcistawami, a Morskim Okiem. Żeby jednak go zdobyć najpierw kierujemy się na Szpiglasową Przełęcz. Jak zwykle nasz opis zawiera wskazówki zarówno dla turystów pieszych, jak i narciarzy skiturowych.
Kilka zdań o celu naszej tatrzańskiej wycieczki.
Szpiglasowa Przełęcz (2110 m) leży w Tatrach Wysokich, w ich bocznej grani.
Jest to przełęcz dość łatwo dostępna, szlakiem turystycznym łączącym Dolinę Pięciu Stawów Polskich z Doliną za Mnichem i Doliną Rybiego Potoku lub w drugą stronę. Nazwa przełęczy i pobliskiego Szpiglasowego Szczytu wiąże się z występowaniem w ich okolicy antymonitu (jest to nazwa górniczego pochodzenia, niemiecka nazwa – spiessglas). W dawniejszych źródłach przełęcz nazywano Przełęcz pod Miedzianem lub Miedzianą Przełęczą. Miedziane to piękny szczyt, blisko położony obok przełęczy, słynący z jednej z najpiękniejszych panoram w całych Tatrach, niedostępny jednak dla ruchu turystycznego, z tego miejsca uwiecznili Tatry polscy malarze. Wracamy do Szpiglasowej. Szlak prowadzący na to miejsce powstał w roku 1896 z inicjatywy Towarzystwa Tatrzańskiego, a oznakowano go finalnie w 1902 r. Od strony Doliny Pięciu Stawów w górnej części, pod samą przełęczą, z racji ekspozycji i kruchości skały, szlak jest ubezpieczony łańcuchami (zimą a także wiosną często znajdują się one pod śniegiem). Dlatego warto zawsze na tę wyprawę zabrać raki i czekan. Z przełęczy można wejść na pobliski Szpiglasowy Wierch, z którego panorama jest rozleglejsza i ładniejsza niż z samej przełęczy: widać stad dziką Dolinę Ciemnosmreczyńską, którą zachwycali się kiedyś poeci, ponad dwukilometrowej długości mur Hrubego i górę narodową braci Słowaków – Krywań oraz całą Dolinę Pięciu Stawów Polskich. Stawy w Ciemnosmreczyńskiej jeszcze o tej porze są pod śniegiem, a w dole słychać wiatr wdzierający się w bór Ciemnych Smreczyn. Szumi jak niegdyś na Pysznej…
Było to ulubione miejsce bohatera mojej książki – Józefa Oppenheima.
Nie ma się co mu dziwić, miejsce jest piękne, jak to w Tatrach, ale skalny świat turni pięknie współgra z zielenią ciemnosmreczyńskich i koprowych lasów, a gdy do tego dodamy biel wiosennych śniegów, mamy magię gór na wyciągnięcie ręki.
Trzeba ją tylko dostrzec.
Tego Państwu życzę podczas tatrzańskich wypraw. To być może największa umiejętność ludzi chodzących po górach. Umieć się nimi zachwycić. Bo w Tatrach można spędzić całe życie i zupełnie nic z tego nie wynieść… tę opcję jednak zdecydowanie odrzucamy.
Pieszą wycieczkę na Szpiglasowy zaczynamy na Palenicy Białczańskiej, tutaj zostawiamy auto. Następnie wchodzimy Roztoką do Pięciu Stawów. To pierwszy etap tej wyprawy, który zajmie nam 2,5 godziny, potem zaglądamy do pięciostawiańskiego schroniska, po pysznej kawie i szarlotce – specjalności tych stron pniemy się na Szpiglasową po śniegu, w rakach, wchodzimy na przełęcz i szczyt. Po odpoczynku czeka nas strome zejście do Dolinki za Mnichem i do Morskiego Oka, ze wspaniałymi panoramami, które zawsze stokrotnie wynagradzają trud podejścia. A potem z Morskiego Oka wracamy na Palenicę, kończąc tą piękną, całodniową wyprawę. Zachodzące słońce jest niemym świadkiem kończącej się tatrzańskiej wyprawy.
Szpiglasowy to także cel dla narciarzy skiturowych.
„To bardzo piękna wycieczka, podobna panorama i zjazd – to pokrótce wrażenia z wyprawy narciarskiej na Szpiglasową Przełęcz i na Szpiglasowy Wierch. Początek zjazdu: ok. 60- 70 m pod Szpiglasową Przełęczą (ok. 2050 m) na stronę Doliny Pięciu Stawów Polskich. Zjazd do Dolinki za Mnichem zaczynamy na samej przełęczy. Nachylenie stoku: maksymalnie ok. 35º. Przewyższenie: 385 m do Wielkiego Stawu Polskiego. Długość zjazdu: Ok. 1 km. Długość trasy wycieczki: ok. 4,5 km. Zagrożenie lawinowe: zachować szczególną uwagę. Okolice Szpiglasowej Przełęczy to częsta droga lawin śnieżnych. Czas podejścia: 2:00 – 3:00. Czas zjazdu: 1:00 do schroniska (z zejściem z przełęczy). Najlepsze warunki: kwiecień – maj” (dane techniczne wyprawy za: W. Szatkowski, „Tatry – przewodnik skiturowy”, wydawnictwa Góry BOOKs). Tylko przy pewnych śniegach – teren lawinowy! Było tu sporo wypadków zasypania przez lawiny.
Etapy wycieczki narciarskiej są następujące.
Podejście na przełęcz.
Wycieczkę tę, ze względów zagrożenia lawinowego, polecamy robić dopiero wiosną. Dość liczne wypadki lawinowe w tym rejonie, w tym kilka śmiertelnych . Choćby ten z 2001 r., w którym zginęło dwóch turystów, a potem dwóch ratowników TOPR: Marek Łabunowicz „Maja” i Bartłomiej Olszański, które potwierdzają, że rejon Szpiglasowej może być ruszony nartą dopiero i tylko przy pewnych śniegach, najlepiej wiosną (kwiecień – maj). Dzień przed wycieczką sprawdzamy stan śniegów na stronie www.topr.pl sprawdzamy też pogodę, szykujemy sprzęt wieczorem, by niczego ważnego nie zapomnieć. Rano wrzucamy do plecaka tylko termos z gorącą herbatą i kanapki. Podejście rozpoczynamy na Palenicy Białczańskiej (tu zostawiamy auto), potem Roztoka, a kontynuujemy przy schronisku PTTK w Dolinie Pięciu Stawów Polskich i wyżej. Idziemy od początku na fokach. Długą trasę pokonujemy etapami, to powoduje, że wycieczka ma harmonię, tj. właściwy jest krótki odpoczynek w schronisku na uzupełnienie płynów, drugi w kotle pod przełęczą i kolejny, dosłownie 5 minut (jak nie wieje) na szczycie. Nadajemy średnie, ale stałe tempo, bez „rwania” pod górę. Takie poprowadzenie wycieczki narciarskiej spowoduje, że na Szpiglasowym Wierchu staniemy praktycznie nie zmęczeni.
Kolejny etap wyprawy prowadzi w otwartym terenie Doliny Pięciu Stawów Polskich.
Jest ona wyjątkowej urody.
„Po kolejnych piętrach doliny podchodzimy w stronę Liptowskich Murów (szlak jest wiosną przedeptany, a obok często założone są przez narciarzy wysokogórskich łagodne zakosy podejścia, idziemy właśnie nimi). Zakosami podchodzimy w górę i skręcamy w lewo długim łukiem, podchodząc pod stokami Liptowskich Murów (uwaga), potem pod Czerwony Piarg, do widocznej stąd niewybitnej Przełęczy Szpiglasowej. Długimi zakosami podchodzimy pod samą przełęcz. Tu przeważnie zostawiamy narty (jeżeli zjeżdżamy do „Piątki” oczywiście, u wylotu krótkiego żlebu, idącego na przełęcz). Stąd dość stromym i wąskim żlebem (najlepiej w rakach, przyda się też przy twardym śniegu czekan) wchodzimy na Szpiglasową. Warto stąd udać się na pobliski Szpiglasowy Wierch (2172 m), słynący z pięknego i rozległego widoku (z przełęczy łatwo, ok. 10 minut)”, (opis za: W. Szatkowski, „Tatry – przewodnik skiturowy”, wydawnictwa Góry BOOKs).
Tu należy się nam odpoczynek.
Tu dobre warunki narciarskie znajdziemy nawet w początkach maja.
Warto p tym pamiętać planując sobie sezon narciarski.
Balans na granicy dwóch światów – na górze zimy i wiosny na dole jest czymś niezwykle przyjemnym. A uzyskana w górach brąz opalenizna na twarzy daje dobry nastrój i zdrowy wygląd. Wracajmy jednak do naszej wycieczki.
Stąd zjeżdżamy do Kotła pod Szpiglasową na Wielki Staw Polski. Potem możemy zaglądnąć do schroniska, prowadzonego przez Marychnę i Martę Krzeptowskie, na spóźniony obiad. Długi wiosenny dzień powoduje, że nie musimy się wcale spieszyć i przeznaczyć godzinę na odpoczynek. Potem zjedziemy do Roztoki (stromo) i pognamy jej dnem aż do miejsca, gdzie śnieg się skończy i dalej z nartami na plecaku zejdziemy na Palenicę Białczańską.
Zjazd ze Szpiglasowej Przełęczy do Dolinki za Mnichem jest już dużo łatwiejszy, choć z początku dość stromy. Po pokonaniu żlebu wjedziemy we wspaniały teren Dolinki za Mnichem. W jej rejonie na wiosnę dość licznie występują świstaki (wiosną widoczne w Kotle pod Szpiglasową, lub w Dolince za Mnichem, a czasami pojawiają się także kozice – symbol Tatr). Skręcając pomiędzy większymi i mniejszymi blokami granitowymi, wystającymi spod śniegu, ominiemy stawy i dojedziemy do progu doliny. Pod nami Morskie Oko w pełnej krasie. Długimi i krótkimi skrętami zjedziemy na „Półwysep Miłości” i do schroniska. Na koniec zjedziemy dnem doliny na Palenicę Białczańską.
Kilka danych historycznych.
Przejście to jest znane góralom (a zwłaszcza góralskim „raubsicom”, „polowacom”) od dawna, upowszechniło się wśród turystów tatrzańskich ok. 1850 r. Szlak został ułatwiony przez wycięcie niektórych odcinków skał w 1937 r. – była to tzw. „ceprostrada”, pomysłu Aleksandra Bobkowskiego. Wielu ją krytykowało, kilku pochwaliło – w każdym razie wiosną jest pod śniegiem. Prace przy „ceprostradzie” zostały wykonane staraniem Polskiego Związku Narciarskiego.
”Pierwsze odnotowane przejście zimowe – Zdzisław Rittersschild z 40 żołnierzami z Kompani Wysokogórskiej w dniu 12 kwietnia 1921 r. Przez Szpiglasową prowadziła trasa zawodów w ski-alpinizmie im. Jana Strzeleckiego, których organizatorem od lat są Marek i Maciej Głogoczowscy, wspólnymi siłami KW Warszawa i KW Kraków. Są to chronologicznie pierwsze zawody ski-alpinistyczne w Tatrach Polskich, rozgrywane ciągle od 1989 r. Polecamy start dla doświadczonych narciarzy w tej imprezie” (opis za: W. Szatkowski, „Tatry – przewodnik skiturowy”, wydawnictwa Góry BOOKs).
„Wujek” Zdzisław Rittersschild to jedna z legendarnych postaci tatrzańskich, które zawsze warto przypominać. Nazywano do „Wujkiem”, bo był bardzo lubiany przez podwładnych. Zarówno żołnierzy Kompanii Wysokogórskiej, jak i przez narciarzy. Wymyślił patent na świetne wiązanie narciarskie w okresie międzywojennym, nazwano je „Wujek”. Należał do zarządu klubu SN PTT i działał jako wzięty instruktor narciarski. Jego legenda przetrwała próbę czasu i nadal ta postać funkcjonuje w świecie ludzi gór.
Pierwszy odpoczynek pod Szpiglasową i pierwsze wspomnienie osoby niezwykle zupełnie związanej z górami, góralszczyzną, ratownictwem i muzyką. Maja należał do świata muzyki, TOPR, był człowiekiem gór i niezwykła zupełnie osobą.
Chodzi o postać. Marka Łabunowicza „Mai”.
Marek tu właśnie zginął.
Ratownik TOPR, muzyk, narciarz i człowiek wielkiej pasji i umiłowania życia. Maja. Wszyscy tak go nazywali. Ładny życiorys Marka znajduję na stronie www. Fundacji Majowe Granie. Oto jego fragment.
„Marek „Maja” urodził się 11 listopada 1972 r. w Jeleniej Górze, gdzie spędził kilka pierwszych lat swojego życia. Później przeprowadził się do Kościeliska, do rodzinnego domu swych dziadków, z pięknym widokiem na Giewont i Czerwone Wierchy. Kościelisko było jego domem. Kochał tę ziemię, jej ludzi i tradycje. Tu też rozpoczął naukę – najpierw w szkole podstawowej, później w zawodowej w zawodzie elektromechanik. Jednak zawód ten w żaden sposób nie był powołaniem Marka. Swój wolny czas przeznaczał przeważnie na wędrówki po górach. Po Tatrach. Uwieńczeniem swej pasji górskiej była przysięga TOPR-owska w 1992 r. Niedługo potem okazało się, że muzyka stała się jego drugą pasją, a dar przekazywania i nauczania doceniali nie tylko uczniowie, był również autorytetem dla wielu muzyków i muzykantów. Żaden instrument nie był mu obcy; czy to skrzypce czy altówka, kontrabas, czy heligonka. Rok później został powołany do odbycia służby wojskowej. Po powrocie kontynuował nauczanie dzieci w oddziałach Związku Podhalan. Wreszcie założył rodzinę. Żona Gosia i córka Hania to był kolejny ze światów Marka. Ponadto należał do zespołu regionalnego Poloniarze, działającego w Kościelisku. Równocześnie czas swój dzielił pomiędzy wyprawy ratunkowe, nurkowanie, spadochroniarstwo, muzykowanie, naukę dzieci oraz naukę własną, bo oto pojawiła się nowa pasja Marka – cymbały. Jak widać był człowiekiem wielu pasji. A wszystkie z nich okraszał urokiem osobistym i uśmiechem. Zaczynał odnosić pierwsze sukcesy estradowe, występując z czołówką muzyków polskich (Czarne Karakuły, Edyta Geppert, Golec u Orkiestra, Brathanki, Harlem, Zbigniew Namysłowski, Witold Rek i innych). Marek był człowiekiem czynu, niosący pomoc nie tylko na szlakach górskich. Przekazywał swą radość życia otoczeniu, a jego muzyka sprawiała, że ludzie częściej się uśmiechali. Na posiadach w Ludówce w Kościelisku jak zagrał z muzykantami to aż coś łapało za serce. Zginął zasypany lawiną pod Szpiglasową Przełęczą w dniu 30 grudnia 2001 r.; niosąc pomoc potrzebującym”.
Pamiętam letnią wycieczkę z „Mają” na Kasprowy Wierch i zejście do Doliny Jaworzynki. Pamiętam Marka z zawodów skiturowych i z Kasprowego Wierchu, jak pięknie jeździł na nartach. Zawsze uśmiechnięty, zadowolony z życia, kolorowy, pięknie ubrany po góralsku. Taki obraz Marka pozostaje w mojej pamięci. Marek był wspaniałym, młodym człowiekiem, z niesłychaną dobrą energią, która pchała go do życia. Wypadek z 2001 wydarzył się 20 lat temu. Na idących z pomocą ratowników TOPR spadła lawina. Córka Marka, Ania, była wtedy u nas w domu. Niedługo później powiedziała: – mój tata jest bohaterem, bo zginął w górach. Tak, było, Marek zginął ratując innych. To było bardzo wzruszające. Dzisiaj pamięć o Marku podtrzymuje Majowe Granie. I pamięć przyjaciół i znajomych. A muzyka została…
Wyrypa zakończona.
Czar wspomnień idących za nią śladem w ślad także.
Polecamy na jej przeprowadzenie cały kwietniowy dzień. Życzę dużo dobrej zabawy, bo o nią przecież w górach chodzi, humoru, uśmiechów i godnej kompanii przyjaciół. To w końcu oni są najważniejsi, bez z nich góry byłyby tylko ładną kupą kamieni. A tak.
W tekście wykorzystałem trzy krótkie fragmenty opisu wejścia i zjazdu na nartach ze Szpiglasowej Przełęczy z mojego przewodnika skiturowego „Tatry – przewodnik skiturowy”, Kraków 2010, wydawnictwa Góry BOOKs, fragment o Marku Łabunowiczu Maji i mojego tekstu „Ucieczka na szczyt” z portalu www.watra.pl plus opisy i wrażenia własne. Materiał ilustracyjny to kilka zdjęć z wycieczki narciarskiej na Szpiglaasową Przełęcz z Maćkiem Bielawskim i Adamem Brzozą oraz na okrasę tekstu kilka zimowych zdjęć Józefa Oppenheima z Tatr Wysokich.
Tekst i zdjęcia: Wojciech Szatkowski/Muzeum Tatrzańskie
Zdjęcia archiwalne Józef Oppenheim, ze zbiorów Muzeum Tatrzańskiego