Co nowego w muzeum?

Firn, puch, szreń – to i owo o śniegu

Firn, puch, szreń – to i owo o śniegu

Jest listopad 2020. Powoli zmierzamy ku kolejnej zimie. Za oknem padają leniwie śnieżne płatki, a temperatura nieuchronnie spada poniżej zera. Generalnie jest to czas na planowanie wycieczek, picie gorącej herbaty z cytryną lub kawy z cynamonem, przygotowywanie nart i… czytanie. Sięgamy też, z nieukrywaną przyjemnością, po dawne teksty, bo warto je przecież od nowa odgrzewać i pokazywać. Taki jest właśnie cel tego tekstu. Opowiadamy w nim o śniegu. Bo śnieg niejedno ma przecież imię.narciarze na nartach na śniegu z podniesionymi kijkami

Kiedy zakopiańskie lato pozwala odpocząć wymęczonym deskom, przez 5– 6 miesięcy od śniegu, niektórzy myślą już o kolejnym nadchodzącym sezonie. A kolejny sezon to śnieg, bo narciarz jeździ po śniegu, to prawda powszechnie znana i fakt. Marzy się nam śnieg pełnej zimy – puch i wymarzony wiosenny, skrzący się do słonka firn. Ulubiony śnieg narciarzy. W duchu klniemy natomiast trochę tępy śnieg odwilżowy – nędznie zarywający zmęczone mięśnie, gangiel, gips i szreń łamliwą, którą kiedyś Józef Oppenheim całkiem słusznie nazwał jasną cholerą żywota narciarza tatrzańskiego. A jak było z tatrzańskimi zimami kiedyś, przed stu, 50 i 60-ciu laty? Czy dawne zimy rzeczywiście były takie śnieżne, że stare schronisko na Pysznej odkopywano spod wielometrowych zwałów śniegu? Czy to tylko kolejne tatrzańskie legendy? Jak to było z tymi dawnymi zimami? Odpowiedź poniżej.powiększony płatek śniegu

Śnieg, ale jaki?

O śniegu marzą dzieci. Dla laików śnieg jest biały, a padające płatki przywodzą na myśl zimę, choinkę i monotonną biel na polach. Narciarz jeździ po śniegu- prawda oczywista. I dlatego właśnie słowo „śnieg” nic narciarzowi nie mówi. Śnieg ale jaki? Puch, cudowny firn czy piekielna łamliwa szreń przetykana kalafiorami? Gips, boraks, gangle, sparszywiały śnieg odwilżowy, złączony z podłożem czy lecący na dźwięk głosu ludzkiego? Gdyby pierwsi narciarze wiedzieli więcej o kaprysach tatrzańskiego śniegu, kto wie, czy narciarstwo wogóle by się rozwinęło… Co prawda, kiedyś padały na Podhalu takie śniegi, że zimą nie można było się przekopać z jednej strony Krupówek na drugą, a sanna trwała aż do maja. Było to jednak bardzo dawno, tak dawno, że nikt tych śniegów nie pamięta. Tatry nie grzeszą śnieżną monotonią. Bywa, że czasem cała zima mija szaro i bezśnieżnie. Zdarza się również, że śnieg zaczyna prószyć w lipcu, a we wrześniu na dobre już przykrywa góry. I zgadnij bracie, jaka dla narciarza najbardziej odpowiednia pora? Bywa w lutym, zielona trawka na Gubałówce i bywa taki marzec, że z deskami na plecach trzeba leźć pod Zawrat, aby zjechać między łysinami suchych traw i kamieni { W.G. Tippenhauer, S. Zieliński, W stronę Pysznej}.postawione na sztorc narty i wbite w śnieg kijki w Tatrach

Grubość pokrywy śnieżnej

Zimowe Zakopane jest pełne magii i radosnego słonka. Zwłaszcza w marcu. Zasypane śniegiem, który ponoć w tym właśnie miesiącu osiąga tutaj i w Tatrach maksymalne stany białej pokrywy. Choć między Bogiem a prawdą, zakopiańskie – a może lepiej: tatrzańskie zimy – nigdy nie grzeszą monotonią i stałością w uczuciach w stosunku do miłośników „białego szaleństwa”.

Czasami już w styczniu jest zima, że hej. Innym razem dochodzi połowa marca – narciarze biadolą i załamują ręce – a śniegu jest niewiele. Takie zimy widzieliśmy w 2010 , 2011 i 2013 r. Za to śnieżne zimy były w 2012 (Wielkanoc w śniegu), 2015, 2018 i 2019. Śnieg wiosną spada z reguły największy. Ktoś powie, że tatrzańska zima jest jak kobieta, nieobliczalna i piękna… Będzie miał absolutną rację.ułożone na śniegu, przygotowane do wpięcia narty

Zakopane jest marcową porą barwne i kolorowe. Budzi się po zimie. Narciarze, „rycerze śniegu”, ciągną długim rządkiem na „narciarski święty szczyt Polski”, czyli Kasprowy Wierch. Godzinami stoją w kolejce do kolejki po to, by w 20 minut wyjechać na szczyt 1987. Kasprowy nie jest ani najwyższym szczytem tatrzańskim, ani pewnie najpiękniejszym. Ale mówią, że ma w sobie to COŚ. Narciarze znają to miejsce i kochają od ponad 100 lat. Wiedzeni śladami nart Barabasza, Zaruskiego, Oppenheima „Opcia” i Jędrka Bachledy „Ałusia”, podążają długim skrętem w Goryczkową, zakochani w tej Górze. Jest to miłość w pełni odwzajemniona. Bo Kasprowy rewanżuje się za ich pasję: dobrą pogodą, słońcem, puchem i firnem. Nasz marcowy Kasprowy. Nasza najwyższa polska narciarska góra. Ileż pozytywnej energii jest tu obecnej. I ile śniegu.

Jeszcze się taki nie wydarzył, kto powiedziałby, że pojeździł na nartach tutaj, na Kasprowym, tak jak w Alpach. I dobrze, że tak jest. Bo cała wartość Kasprowego polega na jego wyjątkowości. W skali światowej. Tutaj jedzie się bardziej dla słońca, dla pięknych widoków, przyjaciół, których można spotkać i na Goryczkowej i na Gąsienicowej. A może zwłaszcza dla nich… No i kolejka linowa. Z 1936 r. Symbol przedwojennego Zakopanego, działalności Aleksandra Bobkowskiego „Boba”, kurortu narciarskiego na skalę międzynarodową. Symbol „epoki mocnych nóg”, jak pisał o niej „Słoneczny Pan”, Kornel Makuszyński. Kolejka, która jak pępowina łączy miasto Zakopane z Tatrami. Łączy Krainę Wiosny (Zakopane) z Krainą Śniegów (Kasprowy Wierch). Na Kasprowym zawsze przejmenie można było podejrzeć styl jazdy zawodników. Andrzeja Bachledy-Curusia – naszego najlepszego alpejczyka w historii, Stefana Dziedzica, Basi Grocholskiej-Kurkowiak i innych.bezlistne drzewa wystające ponad pokrywę śniegu

O stopniu zaśnieżenia Zakopanego i Tatr ładnie pisał Tadeusz Zwoliński w swoim przewodniku narciarskim:

„Grubość pokrywy śnieżnej wynosi w Zakopanem zwykle do 1 m, w górach natomiast dochodzi do 3, a miejscami i więcej metrów. Ze świeżo spadłego śniegu powstają pod wpływem temperatury, wiatru, nasłonecznienia oraz wilgoci rozmaite gatunki śniegu; rozróżnianie ich jest dla narciarza-turysty rzeczą pierwszorzędnej wagi, chodzi bowiem o stopień śliskości i nośność, od czego zależy bezpieczeństwo i warunki wycieczkowe, użycie właściwych smarów itd. Ustaliły się pewne nazwy i określenia gatunków śniegu, używane przez narciarzy i stosowane stale w narciarskich Komunikatach Śniegowych”1.

Najważniejszym czynnikiem, modelującym śnieg w Tatrach, jest wiatr. Powoduje on, że ze śniegu powstają fantastyczne formy. Nawiane wydmy, fale śnieżne, zastrugi i tępe gipsy. Zwoliński opisuje je w sposób następujący:

„Nawiane wiatrem śnieżne „wydmy” przybierają nieraz, zwłaszcza gdy spotkają na drodze przeszkodę (szałas, skałę) ciekawe kształty, przechodząc potem w „wydmuchy” ostro zarysowane i fantastyczne utwory śnieżne o zdecydowanych konturach, dość twarde (narta przebija je z trudnością), które na graniach przechodzą w „nawisy” śnieżne… Najbardziej męczący dla narciarza jest zmienny rodzaj śniegu. Przykre niespodzianki czekają, gdy np. z mokrego, miękkiego śniegu na słonecznym stoku wpadnie się w zmrożony suchy puch, który obmarza na mokrej narcie, albo, gdy pędząc po twardej szreni, utknie się w płatach nawianego, gipsowego śniegu. Mówiąc o ośnieżeniu trzeba nadmienić, że w czasie dużych opadów śnieżnych tworzą się na drzewach, zwłaszcza iglastych, pokłady śnieżnej okiści o przepięknych kształtach, przemieniające krzewy i drzewa w fantastyczne białe piramidy. jeśli po mglistym dniu nadejdzie mróz, ścina on parę wodną zawartą w powietrzu, która w formie cudownych kryształów osadza się na drzewach, płotach, domach a nawet na najdrobniejszych igiełkach świerków. Jest to tzw. sadź. Nietrwała, topniejąca przy pierwszych promieniach słońca, zamienia całą okolicę na krótką chwilę w jakieś nieziemskiej piękności kryształowe ogrody”2

narciarze na trasie wędrujący na skiturachZasypane aż po sam dach schronisko na Pysznej

Dawne zimy pod względem obfitości śniegów to było podobno coś niezwykłego. Gdy narciarze SN PTT w roku 1911 szli na Pyszną, do niezagospodarowanego schroniska, to przypominało ono raczej wielką kupę śniegu, a nie znany wielu miłośnikom nart pyszniański przybytek. Śniegu było tam dużo, nieraz bardzo dużo. Ponad dwa metry na dachu. Chociaż gwoli tzw. prawdy historycznej, zdarzały się zimy, gdy starzy wyrypiarze narzekali, na brak śniegu i chodzili na narty do Pięciu Stawów Polskich lub Spiskich. Gdzie indziej bowiem go nie było. Na początku, w czasach nazwijmy je pionierskich, o śniegu wiedziano bardzo niewiele. Nawet sam as Pogotowia TOPR i jego pierwszy naczelnik, Mariusz Zaruski otarł się o „śnieżną śmierć”, gdy zjeżdżał z Kordysem z Polskiego Grzebienia na północ podcinając „deskę śnieżną”. Doświadczenie uczyło jednak o gatunkach śniegu, lawinach, nawisach, kurniawie i innych atrakcjach żywota narciarza tatrzańskiego. A jest tego przecież niemało.

Zacznijmy historię o dawniejszych i współczesnych śniegach od jegomości puchu. Puch to śnieg pełnej zimy. Padający ogromnymi gwiazdkami lub mniejszymi przeważnie przy mrozie. Pokrywa ziemię grubą pierzyną puchową. Skrzy się w słońcu. Jazda w tym śniegu to w pewnym sensie pływanie w białej masie. Przyjemność gwarantowana, o ile słonko nie ogrzeje naszego bohatera zbyt mocno, wtedy spuszczamy nos na kwintę, bo wilgotny puch doskonale klei się do desek. O puchu kiedyś pisał Józef Oppenheim: idealny śnieg zimowy puch – miewa już swoje kaprysy. Zbyt wiele puchu na zboczu pachnie lawiną, a torowanie w świeżym, nieuleżałym puchu, szczególnie przy dłuższej wycieczce , wypompować mogłoby Herkulesa, gdyby jeździł na nartach. Faktycznie torowanie w puchu to mordęga, ale zjazd wynagradza mozolne podejścia. Czasami pada go tak dużo, że odkopanie wyciągów w kotłach Goryczkowym lub Gąsienicowym trwa cały dzień. A w tedy pracownicy PKL na Kasprowym przeklinają w duchu ulubiony ten śnieg narciarzy. Są też śniegi podobne do puchu: Niestety, bardzo rzadko pojawia się w tatrach szeleszczący kuzynek puchu, błyskotliwy boraks, śliczny śnieg z gwiazdek mrożonych powstały, gdy mróz ciężką mgłę górską osadzi sprowadzając słońce. Równie rzadka jest zimowa imitacja firnu, śliska, przemarznięta kasza, sypiąca się jednak chętnie lawiną. te dwa gatunki śniegu należą do rodziny śniegów łaskawie usposobionych dla łydek narciarza {W.G. Tippenhauer, S. Zieliński, W stronę Pysznej, Warszawa 1961}.

panorama na tatrzańskie szczytyŚniegi niełaskawe dla nóg i łydek narciarza …

Zima czasami nie oszczędza narciarzy i zsyła szreń. Łamliwa szreń to czarna rozpacz narciarza. Tyleś się chłopie natrudził, aby wejść na nartach na taką czy inną przełęcz, lub szczyt, a tu zamiast cudownego zjazdu, miodem smarującego serce, masz na swojej drodze łamliwą szreń. Skorupa pęka pod nartami. Zjazd ze struchlałym sercem, przy skowycie pękającej powierzchni śniegu. Na łamliwej szreni każda technika zawodzi, czasami pomaga przeskakiwanie, albo jazda zakosami, z duszą na ramieniu „żeby nie polecieć w przepaść”. Ale często ta „narciarska improwizacja”, kończy się klasycznym – jak pisał Oppenheim – upadkiem i leceniem w przepaść na pysk. Po odwilży tworzy się lodoszreń. To kolejny z gatunków śniegu, niełaskawych dla narciarzy. Tworzy go twarda skorupa, po której jeździ się doskonale… o ile ma się ostre krawędzie. Tu warto przypomnieć opowieść słynnego przewodnika tatrzańskiego I klasy i ratownika TOPR, Józefa Krzeptowskiego o wypadku w Cichej (opowieść przewodnika tatrzańskiego Józefa Pitonia). „Przed wojną, zimą, szła wyprawa TOPR pod Świnicę, po turystkę, która tam zaginęła. Wracali potem zmęczeni ratownicy wieczorem na nartach na Kasprowy, a pochód zamykał Stanisław Gąsienica z Lasa. Ten miał stare narty, jesionki, bez krawędzi, które na lodoszreni trzymały na słowo honoru. Na trawersie narty Stanisławowi ujechały i poleciał dołu. W wielką Dolinę Cichą na Słowacji. Ratownicy dopiero na Kasprowym zobaczyli, że Stanisław kansi sie zapodział. Tymczasem on spadł do Doliny Cichej, jedna narta się złamała, miał tylko jeden kijek. Zszedł na dno doliny i pojechał na jednej narcie do szałasu w Dolinie Tomanowej Liptowskiej. Wchodzi do środka, nazbieroł drewna i chcioł palić watrę, a tu zapałki zamokły. A był mróz. Więc żeby nie zamarznąć to chodził po szałasie całą noc, w jedną i drugą stronę. Rano ratownicy wyjechali na Kasprowy, żeby go szukać, patrzą a tu ktoś idzie Cichą. To Stanisław z Lasa! Wołają, co by mu pomóc. A on, że nie chce. O tej jednej narcie wyszedł na Suchą Przełęcz. Ratownicy go obstąpili i pytają: jak było, co robił? jak nocował w Cichej? A Stanisław odpowiedział: – Psiokrew bestyjo. Zjechołek na noc do sałasa w Tomanowej Luptowskiej, a coby nie zamarznąć to tońcyłek do rania ciarlestona!”oblepione gałęzie śniegiem jednego z drzew

 Szreń ma także wiele odmian: Zwykła szreń, której twardość może się wahać od miękkości zamarzającej grudy po matową twardość chińskiej porcelany, dla rozmaitości zakwitać może chropowatym kalafiorem, wyboistym ganglem, tępym gipsem, otwierając urozmaiconą listę zmiennych śniegów tatrzańskich, męczących niesłychanie nogi, a groźnych dla ścięgien, kości, nart i zębów narciarza. W terenie podobne śniegi wymagają bardzo ostrożnej jazdy, niepopuszczania ani na moment nart, starannego wypatrywania drogi i szybkiej orientacji po odcieniu śniegu, aby nie ulec gwałtownemu zahamowaniu lub szarpnięciu. {W.G. Tippenhauer, S. Zieliński, W stronę Pysznej}.

Śniegi, które kochamy…

Wiosną czasami tworzy się inny gatunek śniegu, ukochany przez narciarzy, mianowicie – firn. Marzeniem każdego narciarza jest jak wiadomo firn, legendarny śnieg wiosenny, częściej opisywany w kurjerkach, niż oglądany w nieskazitelnej swej formie w Tatrach. Słońce musi go wysmażyć, a mróz zamrozić, naprzemian przez parę dni jednolitej pogody, ale o ile się trafi, zezwala na wszelką brawurę, ewolucje, lekceważenie stromizn i lawin, przy podejściu jak i zjeździe. Jednakże należy pamiętać, że pod wieczór lub w chmurny dzień firn zmienia się w szreń. Tyle Oppenheim. Gdy w marcu zimowy puch jest zamrażany nocą, a roztapiany w ciągu dnia kryształki śniegu w cudowny sposób zmieniają się w śnieg tryskający spod desek wesołą strugą – firn. Firnowi zawsze prawie towarzyszy piękna pogoda. Wtedy narciarze zamieniają się w plażowiczów, jeżdżących bez podkuszulka, a czasami nawet w krótkich spodenkach. Dziewczęta śmigają na deskach w strojach kąpielowych. Na halach kwitną krokusy, a w powietrzu unosi się zapach wróżący szybkie nadejście wiosny. W dawnych czasach czekano na firn jak na zbawienie. My też na niego czekamy. Firn częściej jest widoczny w opisach niż w Tatrach. Niemniej jednak ci, co siedzą za biurkiem, nigdy go nie spotkają. Kustosz Muzeum spotkał się z nim nie raz i nie dwa. Pamiętam zjazd po firnie z Koziego Wierchu, fantastyczne warunki wiosny 2009 roku na Rakoniu na stronę Łatanej, firny na Lodowej i Zawraciku Rówienkowym. Firn w Bieszczadach na Wielkiej Rawce i Kremenarosie.narciarz na śniegu na trasie biegowej

Firn to także przebudzone po śnie zimowym misie brunatne. Kiedyś Oppenheim wracał wiosną z towarzystwem przez Lodową Przełęcz. Warunki były znakomite, firn, lazur nieba, nastroje w kompanii były w związku z tym doskonałe. Narciarze rozciągnęli się w dolinie Jaworowej, każdy jechał jak chciał. Opuś wpadł na polanę, a tu przed nim stało na zadnich łapach ogromne niedźwiedzisko. Wzrok miał zbójecki, boki zapadnięte, widać, że ledwo, co wstał z barłogu. Stali tak naprzeciw siebie długo, Józio nie pamiętał ile, ale długo. Druga nadjeżdżała lwowianka Domaniewska. Ta z gracją zakręciła na nartach przed Józiem, a widząc niedźwiedzia powiedziała z charakterystycznym lwowskim akcentem: – Ta, ja ci Józku, dziękuję za taką dolinę! Niedźwiedź schował się w kosówkę.

Przy firnie fantazja narciarska ponosi na najbardziej strome stoki, żleby i szczyty. Oppenheim zjechał w kwietniu 1925 r. z Koziej Przełęczy, pewnie przy firnie, a jego „wężowe ślady” widywano na Rohatce, Lodowej i Żelaznych Wrotach. Bednarski, zwany popularnie w Zakopanem „Bednarzem”, kochał „telemarki” na grani Czerwonych Wierchów, które wykonywał z idealną precyzją właśnie po firnie. Firn i puch to przyjaciele łydek narciarza, a szreń i mokre śniegi odwilżowe to utrapienie i zmora kochających „białe szaleństwo”. Dlatego ich nie polecamy. Nie polecamy także jazdy nocą, chociaż atrakcje murowane! Przekonał się o tym dobry narciarz, ratownik TOPR i przewodnik tatrzański, Józef Krzeptowski. Po dyżurze na Kasprowym zjeżdżał na Halę Goryczkową ze swoim przyjacielem Tadeuszem Gąsienicą – Giewontem. A było już prawie ciemno, śnieg świeży i w końcu Józka, jak to się mówiło postawiło na głowie, zrobił kilka salt i zatrzymał się. Cały był w śniegu. Miał go pełno na ubraniu, kapeluszu, nawet w ustach i za koszulą. Jednym słowem „Ujek” był cały biały. Kolega podjechał do niego i podał mu odpiętą nartę, a słynny przewodnik klęknął wtedy na śniegu i przeżegnał się. Tadeusz Gąsienica- Giewont spytał się go: – Cos to Józiu robis! A „Ujek”: – Dziękuje Bogu co to śnieg, a nie błoto!.

widom na zimową panoramę TatrŚnieg to także lawiny…

„Biała śmierć” to wielkie niebezpieczeństwo. Zwłaszcza w tak kapryśnych i wymagających górach, jak Tatry. W czasach kierownictwa Zaruskiego i Oppenheima wypadków lawinowych było wiele. Najtrudniejsza dla ratowników TOPR była akcja w Dolinie Cichej, w styczniu 1939 r., kiedy lawina zasypała kilku narciarzy. Wyprawę prowadzono przy ogromnym mrozie. W takich warunkach przez kilka dni przekopywano ogromne zwały śniegu na lawinisku. Styliska łopat pękały, a ratownicy przez szereg dni przychodzili na miejsce poszukiwań. Lawiny idą najczęściej przy odwilży, a zimą groźne są lawiny pyłowe i deski śnieżne. Nawet stoki Kasprowego Wierchu nie są od nich bezpieczne. W roku 1956 ogromna lawina zasypała Marcinowskich na Goryczkowej i zniszczyła schronisko-herbaciarnie. Ta lawina zeszła żlebem ok. godziny 19.45. Taką godzinę wskazywał bowiem zatrzymany zegarek jednej z ofiar lawiny.

Śnieg ma nawet własny kolor: W Tatrach człowiek nie jest pewien nawet typowej barwy śniegu. Był kiedyś w Hlińskiej Dolinie śnieg przedziwnie żółty, pocętkowany deszczem na szaro. Śnieg zlodowaciały mieni się błękitem. We mgle sinieje. Pod wieczór staje się różowy. Ostatnio pokazują się śniegi szare, prawie popiołkowej barwy. Ktoś widział śnieg czerwonawy. Ale to już nabytki całkiem nowej doby {W stronę Pysznej}. Najwięcej śniegu w Zakopanem, a raczej w Tatrach, na Kasprowym, odnotowano w 1939 r. Zmierzono wówczas wiosną pokrywę 399 cm, podaje Apoloniusz Rajwa. To rekord pokrywy śnieżnej na „świętej górze polskiego narciarstwa”. Jak podaje Jan Trzebunia, najwięcej śniegu było w okresie powojennym w dniu 15 kwietnia 1995 r. – 355 cm, w Pięciu Stawach największa pokrywa osiągnęła 404 cm. W Zakopanem zaraz po wojnie spadło ponad 120 cm. Natomiast w niezwykle śnieżnym 2009 r. pokrywa śnieżne sięgnęła 350 cm. Zaledwie 5 cm zabrakło do rekordowej pokrywy z 1995 r. Śnieg to woda w proszku. Tak pisał Sławomir Mrożek. Ileż radości ta „woda” dostarcza nam, narciarzom i turystom, którzy lubią góry zimą. Tylko my, narciarze, wiemy to najlepiej.geupka narciarzy odpoczywających na śniegu

Po tym wszystkim niejeden zapyta, po co w takim razie jeździć na nartach? Skoro czeka na narciarza w Tatrach i łamliwa szreń, i lawiny, i deski śnieżne. Lód na grani, tam gdzieś sobie najlepszą jazdę obiecywał. Więc, po co? Dlatego, że cały urok narciarstwa polega na tym, że nigdy nie wiesz, w 100%, co cię czeka na tej czy innej górze, czy przełęczy. Chyba nikomu nie muszę tłumaczyć, że w tym tkwi największy urok życia i nart poniekąd… Czekamy na śniegi. Na te wielkie średnie i małe. Niech po prostu będą. W Bieszczadach, Tatrach, Beskidzie Niskim i górach, które kochamy. A w naszej galerii zdjęcia zimowe z Bieszczadów i Tatr.

Tekst: Wojciech Szatkowski/Muzeum Tatrzańskie

 

1 Tadeusz Zwoliński, Zima w Tatrach, Warszawa 1953, s.25-26.

2 J.w., s. 26-27.

 

Wpisz szukane wyrażenie