Co nowego w muzeum?

Tajemnicze Tatry, część 26 Podniebna przygoda… czyli to i owo o wycieczce na Ciemniak (2096 m)

Tajemnicze Tatry, część 26 Podniebna przygoda… czyli to i owo o wycieczce na Ciemniak (2096 m)

Muzeum Tatrzańskie tym razem śmiało staje na nartach i proponuje Państwu wycieczkę narciarską w Tatry Zachodnie. Po ostatnich opadach wygląda na to, że zima będzie łaskawa dla turystów i narciarzy wysokogórskich. Dla tych, którzy się właśnie rozkręcają proponujemy na łamach FB Muzeum Tatrzańskiego ładną ski-turową wyprawę. Wejście na nartach i zjazd z Ciemniaka (2096 m) w Tatrach Zachodnich. Gdyby ktoś poprosił mnie o to, jak tę wyprawę streścić w kilku słowach, powiedziałbym, że jest to prawdziwie podniebna narciarska przygoda. I mówię to z pełnym przekonaniem.

Bambusem po plecach…

Zanim opiszemy drogę narciarską na Ciemniak w dzisiejszych realiach, cofnijmy się o sto lat wstecz. Uśmiechnijmy się do przeszłości. Do świata dawnej wyrypy, jakże barwnych postaci pionierów nart, chociażby do Józefa Oppenheima, Zdzisława Ritersschilda, czy braci Stefana i Tadeusza Zwolińskich. Narciarskie przejście przez Czerwone Wierchy znane jest narciarzom od ponad 100 lat. Na szczyty Kopy Kondrackiej czy Ciemniaka wchodzono już w latach 1905-1908, co opisaliśmy z Beatą Słamą w książce „Magia nart”. Na drewnianych nartach bez krawędzi. Z dwumetrowym „bambusem” w dłoni. W wełnianych, szerokich pumpkach, wiązanych pod kolanami, swetrze i czapce z daszkiem. Autorami jednego z pierwszych przejść narciarskich przez Czerwone Wierchy byli Leon Loria i Józef Oppenheim. Wzięli na tę wyprawę przedstawicieli namiestnictwa C.K w Nowym Targu. Gdy nasi bohaterowie osiągnęli grań, ruszył wiatr. Na Krzesanicy namiestnicy c.k nie mieli już siły na zjazd. Upadali co chwilkę. Wreszcie zbili się w grupę i siedzieli na śniegu. Loria był przerażony. Prosił, namawiał i błagalnie persfadował. Wszystko na nic. Opcio zastosował zupełnie inne metody. Klnąc siarczyście i obijając plecy namiestników swoim „bambusem”, ruszył do natarcia. Namiestnicy ocknęli się i grzecznie, jeden za drugim, pomknęli na nartach w dół. Na dole w Kirach zaglądnęli wszyscy do karczmy. Zabawa trwała do białego rana, a o razach zadanych przez plecy bambusem nikt oczywiście nie pamiętał. Niniejsze przejście bardzo zgrabnie opisali autorzy książki „W stronę Pysznej”, Wanda Gentil-Tippenhauer i Stanisław Zieliński. Książkę tę poleca Muzeum Tatrzańskie każdemu miłośnikowi Tatr.

            Echa dawnych wypraw nie pozostały bez echa. Józef Oppenheim, „Opcio” pisze, że przejście narciarskie Czerwonych Wierchów to: – Jedna z najwspanialszych wysokogórskich dróg narciarskich w okolicach Zakopanego, o przepięknej scenerji krajobrazowej, długim kilku-kilometrowym zjeździe i olśniewającym widoku na Tatry. Wymaga jednak pełnego opanowanie techniki zjazdowej, dość dużej wytrzymałości (trwa bowiem około 8-miu godzin), bezwietrznej lub małowietrznej pogody, oraz możliwych warunków śnieżnych na grani. Podczas mgły – droga więcej niż niebezpieczna. Szlak narciarski przez Czerwone Wierchy prowadzi cały czas granią, szeregiem kopulastych na ogół szczytów, jednakże silnie podciętych skałkami z obu stron, tak że obsunięcie się z grani Czerwonych Wierchów zagraża życiu. Na samej grani za Ciemniakiem wytyka często zwał głazów i trzeba dobrze z dołu wypatrzeć, co się w danym dniu na Czerwonych Wierchach święci, aby nie trafić na oblodzone partje, przetykane wystającymi kamieniami. Przejście Czerwonych Wierchów zmienia się wtedy w mordęgę (J. Oppenheim, Szlaki narciarskie… s. 97, Kraków 1936.). To wszystko czysta prawda, aby ustrzec się przed tego typu historiami, warto zaglądnąć przed planowaną wycieczką na Czerwone Wierchy na strony internetowe, na których pokazywana jest pogoda w Tatrach. Warto też zasięgnąć informacji o warunkach na grani u dyżurnego ratownika TOPR. Przejście Czerwonych Wierchów w kurniawie ma znamię wyczynu sportowego, który będziemy wspominać w domowych pieleszach bardzo długo, chwalić się przed wnukami i znajomymi, ale przyjemnością ono nie jest. Wycieczka ta, to zapierające dech i rozległe, zimowe widoki na Tatry Zachodnie i Wysokie. To także znakomita sposobność do obcowania z tatrzańską przyrodą, a czasami nawet możliwość spotkania z kozicą, świstakami, a nawet z niedźwiedziem brunatnym.

Kiedyś w rejonie Pieca spotkałem odbite w śniegu ogromne łapy niedźwiedzia brunatnego. Wyprawę można rozpocząć bądź w Kuźnicach, albo w Kirach, lub iść na Czerwone Wierchy z Doliny Małej Łąki, ewentualnie przez Przysłop Miętusi. Wariantów podejścia jest kilka. Tadeusz Zwoliński wychwalał widoki z Czerwonych Wierchów i pisał: – Wycieczka grzbietami Czerwonych Wierchów należy do najłatwiejszych wypraw szczytowych w okolicy Zakopanego; widok, zwłaszcza z Krzesanicy, rozległy i wspaniały. Trudności technicznych nie spotykamy wcale, idąc utartym szlakiem, lecz zbłądzenie i zejście z grzbietu może być zgubne, zwłaszcza w razie mgły, gdyż kopiaste, łagodne szczyty Czerwonych Wierchów popodcinane są od dołu w wielu miejscach przepaścistemi ścianami wapiennymi.

Start w Kirach

Teraz przejdźmy do opisu wyprawy na Ciemniak. Podejście rozpoczynamy w Kirach. Po przejściu Wyżniej Kiry Miętusiej skręcamy w lewo (za znakami czarnymi i czerwonymi), dochodzimy do Polany Zahradziska, przechodzimy przez mostek w prawo i już tylko za znakami czerwonymi podchodzimy w górę przez las Adamicy na Polanę Upłaz (ok. 50 minut podejścia). Na Polanie Upłaz zakosami wznosimy się w górę w lewo i dochodzimy do charakterystycznej skały Pieca (1460 m). Od Pieca podchodzimy zakosami, kierując się bardziej w prawo na stoki Gładkiego Upłaziańskiego (tym zboczem podejście jest bezpieczne) i dochodzimy do Chudej Turni i Chudej Przełączki (1850). Idziemy dalej na wschód szerokim zboczem (czasami poprzetykanym wystającymi kamieniami) i wchodzimy najpierw na Twardą Kopę (dość stromo, ok. 30 -35 stopni nachylenia, ale szeroko), a potem na wierzchołek Ciemniaka (2096) – najbardziej wysunięty na zachód szczyt masywu Czerwonych Wierchów. Z niego piękny zjazd przez Narciarski Żleb, Adamicę na Kiry. O przewyższeniu ponad 1100 metrów. Jak na warunki tatrzańskie jeden z ładniejszych. Jeżeli mamy jeszcze siły  możemy przejść całe Czerwone Wierchy a nartach. Z Ciemniaka idziemy granią na wschód.

Stąd krótki zjazd na Przełęcz Mułową i podchodzimy stromym zboczem na szczyt Krzesanicy (2122 m). Czasami na tym odcinku (przy twardym śniegu) trzeba ściągnąć narty i iść w rakach. Z Krzesanicy opuszczamy się na nartach na szeroką Przełęcz Litworową i łatwym terenem wchodzimy stąd na szczyt Małołączniaka (2096 m). Po osiągnięciu Małołączniaka szykujemy się do zjazdu. Zjeżdżamy ze szczytu wprost jego ścianą wschodnią (stromo) i dalej granią lub w jej pobliżu na Małołącką Przełęcz (1929 m). Bardzo piękna jazda. Stąd czeka nas krótkie podejście na Kopę Kondracką, z której możemy zjechać kilkoma wariantami (patrz opis zjazdów z Kopy Kondrackiej). Zjeżdżamy z Kopy Kondrackiej do schroniska PTTK na Hali Kondratowej i dalej szlakiem nartostrady do Kuźnic. Najlepiej przejście to robić na wiosnę. Całość przejścia trwa, z odpoczynkami, 8-9 godzin z odpoczynkami Dla tych, którzy lubią  krótsze spacery na nartach proponujemy wejście na Ciemniak (2096 im). Opcja dla wytrwałych lubiących strome podejścia i takie same zjazdy proponujemy wejście na Małołączniak (2096 m) z Doliny Miętusiej za znakami niebieskimi. Nasza opcja to zjazd z Ciemniaka do Kir.

Pięć kilometrów zjazdu…

Kilka słów o miejscu z którego będziemy zjeżdżać. Ciemniak (2096 m) to najdalej na zachód wysunięty wierzchołek Czerwonych Wierchów. Znajduje się w grani głównej, pomiędzy niewielką i nie wybitną Mułową Przełęczą (2067 m), oddzielającą go od szczytu Krzesanicy, a wybitną i nisko położoną Tomanową Przełęczą (1686 m). Przez wszystkie te szczyty i przełęcze tatrzańskie biegnie granica słowacko-polska. Następuje na nim (na Ciemniaku) zakręt głównej grani o 90°. W kierunku południowym i zachodnim, do Tomanowej Przełęczy zbiega poszarpany grzbiet Ciemniaka, tzw. Tomanowe Stoły (nim idzie granica polsko-słowacka). W kierunku północno-zachodnim od szczytu Ciemniaka biegnie także długi boczny grzbiet oddzielający Kościeliską od Miętusiej. Ciemniak wznosi się ponad dolinami: Kościeliską, Tomanową Polską i Tomanową Liptowską (konkretnie ponad kotłem Świstówki Liptowskiej), Miętusią i polodowcowym kotłem niewielkiej Doliny Mułowej, do której opadają jego strome, lecz nieduże urwiska. Nazwa szczytu pochodzi prawdopodobnie od tej właśnie doliny, zwanej ponoć dawniej przez pasterzy tatrzańskich Doliną Ciemną. Tak więc Ciemniak to szczyt nad Doliną Ciemną. Pierwsze wejście zimowe miało miejsce w roku 1908.

Widok ze szczytu jest bardzo rozległy i piękny. Na Ciemniak dostajemy się od strony Doliny Kościeliskiej (patrz: Przejście narciarskie przez Czerwone Wierchy). Należy się odpoczynek i rozpoczynamy zjazd. Zjeżdżamy z początku szerokim zboczem z Ciemniaka na Twardą Kopę w kierunku północnym, dokładnie tak jak podchodziliśmy (uwaga, czasami na tym odcinku i poniżej wystają kamienie, a śnieg jest zlodowaciały na wskutek długiego działania wiatru) i przez Twardy Upłaz do widocznej turni (jest to Chuda Turnia (1858 m), obok Chuda Przełączka (1850 m). Stąd jedziemy inaczej niż przy podejściu, bo trawersem w lewo ku Przełączce przy Kopie, a przy dużych śniegach nawet, jak pisze Oppenheim, idziemy na nartach ściśle granią (względy bezpieczeństwa). Podążamy do widocznej stąd Upłaziańskiej Kopie i Przełączce przy Kopie. Z Przełączki skręcamy w prawo ku północy, do charakterystycznego wklęśnięcia terenu i wspaniałym terenem poniżej Gładkiego Upłaziańskiego, dość szerokim żlebem zwanym Narciarskim Żlebem, opadamy kilkaset metrów wężowo w dół. Następnie trzymając się grzbietu tzw. Źródlisk zjeżdżamy nieco w prawo i dojeżdżamy do Równi nad Piecem i widocznej stąd doskonale skałki Pieca (1460 m).  Turniczkę Pieca mijamy z lewej strony. Polaną grzbietową, częściowo już po lesie, miejscami gęstszym, miejscami mniej gęstym, zjeżdżamy na Polanę Upłaz (niegdyś stały tu piękne szałasy pasterskie, dobry teren narciarski) i jedziemy skosem w jej północno-zachodni kraniec i trafiamy na szlak leśny prowadzący dalej przez Upłaziański Wierszyk i dalej na Adamicę (na tym odcinku czeka nas jedno króciutkie podejście). Tu, już szlakiem lub w jego pobliżu przez wysoki las opadamy stopniowo długimi skrętami lub jak kto chce w dół (nie puszczać nart, ostrożnie na zjeździe lasem!). Długi zjazd lasem może być bardzo przyjemny przy pokrywie ok. 20-30 cm świeżego puchu. Przy szreni uwaga, on zawsze grozi leceniem na pysk lub lądowaniem w objęciach świerka. Po ok. 20 minutach dojeżdżamy do polany Zahradziska, z której już łatwo dojeżdżamy do szlaku prowadzącego dnem Doliny Kościeliskiej i nim na Kiry. Najlepszą porą do odbycia tej wycieczki jest według naszej oceny początek marca, gdy pokrywa śniegu jest najwyższa i dzień dłuższy  Cała wycieczka na Ciemniak, z wejściem od strony Doliny Kościeliskiej, wraz z odpoczynkami zajmie nam ok. 6 godzin.

Drużyna pierścienia…

Moje wspomnienia z Ciemniaka?

Są, a jakże. To było w kwietniu 2012 roku.

Po niezwykle silnych mrozach i opadach w lutym 2012, na wiosnę nastały wtedy w Tatrach naprawdę dobre warunki. Półtora metra śniegu nęciło długimi wyprawami. Tego dnia miałem z Maćkiem Bielawskim w planie zjazd z Ciemniaka na Kiry. Rano pogoda jak marzenie. Wielki błękit aż razi w oczy. My mamy jednak porządne okulary i blask słońca nic nam nie robi. Zjeżdżamy z Przysłopu Miętusiego na Polanę Zahradziska. Rozpoczynamy długie podejście na Ciemniak. Tu jednak czeka nas niemiła niespodzianka. Maćkowi pęka wiązanie. Nie mamy szans na jego naprawę i Maciek wraca do domu. Mnie zachęca jednak do dalszej wycieczki, więc ruszam samotnie w górę. Nastrój fajnej wyrypy jednak pryska. Nie na długo jednak. Spotykam po drodze, na Hali Upłaz, Ariela i Michała, którzy idą w tym samym kierunku. Od słowa do słowa rozmowa klei się i ruszamy razem w stronę bardzo jeszcze odległego od nas wierzchołka Ciemniaka. Mamy do pokonania jeszcze 500 nmetrów przewyższenia. Jest bardzo ciepło. Zakosami idziemy ku Chudej Przełączce. Po drodze fotografujemy. Pogoda sprzyja udanym kadrom. Zakosami idziemy stromo w górę. Ostatni fragment podejścia prowadzi stromym Twardym Upłazem na Twardą Kopę (2026 m) i przez Szerokie Siodło wchodzimy na cel główny tego dnia – Ciemniak (2096 m). Jest bezwietrznie, więc ucinamy sobie półgodzinny odpoczynek. Pijemy, jemy, Ariel częstuje pyszną czekoladą. Od strony Krzesanicy nadchodzi kolejny narciarz. Andrzej. „Cześć chłopaki, mogę się do was dołączyć”? – pada z jego strony pytanie. „Jasne, że tak”. Tak więc nasza wycieczka powiększa się do czterech uczestników. Jak „Drużyna Pierścienia” u Tolkiena. Powoli szykujemy się do zjazdu: dopinamy klamry w butach narciarskich, ściągamy foki, pakujemy plecaki. Ostatnie zdjęcia. Rytuał wycieczki ski-turowej. Jeszcze ostatnie zdjęcia na Ciemniaku. I ruszamy. Najpierw łagodnie zjeżdżamy na Szerokie Siodło, stąd szerokim stokiem docieramy na Twardą Kopę i z niej, po fajnym śniegu, świetna jazda do Chudej Przełączki i dalej Narciarskim Żlebem do Pieca. Andrzej pędzi aż miło: – ja to lubię się tak puścić w dół – wyznaje. Poniżej jest bardzo miękko. Tu warunki się pogarszają. Śnieg jest miękki i przepada pod nartami. Powoduje to kilka upadków, wywołujących salwy śmiechu. Nastrój wycieczki jest super. I tak sobie jedziemy wzdłuż szlaku na Halę Upłaz, z niej wąskim holwegiem szlaku pędzimy na złamanie karku na Adamicę i dalej ładnym lasem zjeżdżamy aż na Zahradziska i Kiry. Na dole wiosna… Z Kir idę do domu, gdzie trafiam po 18. Co mnie najbardziej urzekło w tej wycieczce? Magia gór. Dzięki niej, mimo, że przecież nie znałem wcześniej ani Michała, ani Andrzeja, czy Ariela, to dzięki „wyrypie” na chwilę, ale jednak, stanowiliśmy team. Góry nas zbliżyły. Fajne to było. Szkoda tylko, że Maćka nie było z nami. Napawa złamanego wiązania nie udała się i Maciek kupił sobie nowe, świetne narty. Wszystko miało więc swój szczęśliwy finisz i to w najlepszym wydaniu.

Tego i Wam Czytelnicy FB Muzeum Tatrzańskiego serdecznie w Tatrach życzę.

Tekst i zdjęcia: Wojciech Szatkowski Muzeum Tatrzańskie

 

Wpisz szukane wyrażenie